Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Faul

Przez wiele lat Wielka Brytania królowała w piłce nożnej, ale moje pokolenie pamięta, jak w 1953 r. przegrała z Węgrami 3:6.

Mój ulubiony felietonista prof. Jan Hartman lubi prowokować czytelników, co jest jedną z jego licznych zalet i budzi moją zazdrość. Gość ma „łeb jak sklep”. Tym razem zaatakował miłośników piłki nożnej, bezmyślnie – jego zdaniem – wpatrzonych w telewizory. „Oglądanie mundialu jest w złym guście” – pisze Hartman na swoim blogu „Loose blues”, co odebrałem jako faul. Jeszcze leżąc na murawie i zwijając się z bólu (trochę symulowałem, żeby nabrać sędziego), postanowiłem na tę zniewagę odpowiedzieć. Nie mogę dłużej grzać ławki i wybiegam na murawę bez żadnego trybu, po prostu dlatego, że byłem wysłannikiem POLITYKI na dwa mundiale (Meksyk i RFN), igrzyska olimpijskie (książka „Pan Bóg przyjechał do Monachium”) i napisałem książkę „Moja gra” o tenisie, a noblesse oblige (czy trzeba naszym czytelnikom tłumaczyć, co to znaczy?).

Jan Hartman nie jest wrogiem piłki nożnej jako takiej („piękny sport”), ale uważa, że w ostatnich latach zrobił się z tego „jeden wielki gnój”, nabijanie kabzy piłkarskiej mafii i umacnianie dyktatorów, promocja polityków. Czekałem tylko, kiedy profesor napisze, że futbol to opium dla mas. Oglądając mecze, nie chce nam się o tym wszystkim myśleć, nie chce, bo nie chce, ale to nas nie usprawiedliwia – twierdzi filozof.

I ma rację, ale trudno podziwiać np., jak Katarina Witt tańczy na lodzie, jednocześnie cały czas pamiętając, jaki wstrętny był Ulbricht i skorumpowany jest ruch olimpijski. Pan profesor trochę z woleja potraktował najbardziej popularny sport na świecie, widowisko, które pod względem oglądalności ustępuje tylko igrzyskom olimpijskim.

Polityka 28.2018 (3168) z dnia 10.07.2018; Felietony; s. 87
Reklama