Jeszcze we wtorek, 19 października, była w Budapeszcie. Na premierze filmu Marty Meszaros o węgierskim Październiku 1956. Następnego dnia podczas posiedzenia Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji sama znalazła się pod ostrzałem. Kojarzony z prawicą Lech Jaworski złożył wniosek o odwołanie pani przewodniczącej. „To wyraz mojej dezaprobaty wobec sposobu i formy działania” – argumentował członek rady, któremu Danuta Waniek zatrzymała kartę kredytową Visa, bo do lipca wydał więcej z funduszu reprezentacyjnego, niż mógł przez rok. Takie, w każdym razie według przewodniczącej, są kulisy próby jej odwołania. Ale to, zdaje się, nie wyczerpuje sprawy.
Włodzimierz Czarzasty, były sekretarz Krajowej Rady, zaatakował z innej strony. Bez czekania na zamówione przez nią ekspertyzy ogłosił, że Markowi Ostrowskiemu, członkowi rady nadzorczej, którego głosem został zawieszony kojarzony z lewicą członek zarządu telewizji Ryszard Pacławski, wygasł mandat. Przejął tym samym inicjatywę w Krajowej Radzie. Zaproponował siłowe rozwiązanie przedłużającego się konfliktu wokół telewizji. Po otrząśnięciu się z afery Rywina Czarzasty wrócił do ostrej gry. Teraz ruch należy do szefowej Krajowej Rady. A ona wciąż nie może się zdecydować.
Olek, co ja tutaj robię?
W gabinecie Danuty Waniek w siedzibie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji pośród blichtru antyków zwracają uwagę starannie porozmieszczane fotografie. Pamiątki z uroczystości, na których wielcy spotykają się z wielkimi. Kilka ujęć z prezydentem Kwaśniewskim i z Margaret Thatcher: – Zaproponowała mi zdjęcie, gdy byłam szefową Kancelarii Prezydenta – wyjaśnia Waniek. Była premier Wielkiej Brytanii, znana z żelaznej konsekwencji, zaimponowała jej umiejętnością przewidywania skutków swoich działań politycznych. Danuta Waniek też chciałaby być wielkim politycznym graczem.
Prawniczka z tytułem doktora habilitowanego nauk politycznych w Akademii Nauk Społecznych przy KC PZPR, w latach 90. zaliczana była do najbardziej wpływowych postaci lewicy. Jako pierwsza i dotąd jedyna kobieta była wiceministrem obrony narodowej. Przyczyniła się do zwycięstwa Aleksandra Kwaśniewskiego w wyborach prezydenckich, została szefem jego Kancelarii. Gdy w 1997 r. wygrała w Warszawie wybory do Sejmu i wydawało się, że najwyższe zaszczyty stoją przed nią otworem, na jej drodze stanął Jan Wieteska, szef warszawskiego SLD, zaufany człowiek Leszka Millera. Starcie z nim zakończyło się spektakularną porażką – odmową umieszczenia Waniek na pierwszym miejscu warszawskiej listy Sojuszu w kolejnych wyborach do Sejmu. Waniek zareagowała emocjonalnie. Na złość partyjnym kolegom zrezygnowała z działalności w Sojuszu. Powołanie do Krajowej Rady (z namaszczenia prezydenta) miało złagodzić ból.
Gdy była jeszcze zwykłym członkiem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, podczas posiedzenia, na którym cztery dyrektorki departamentów kłóciły się o wypracowanie wspólnego stanowiska, nie wytrzymała: – Spytałam Aleksandra Łuczaka: Olek, co ja tutaj robię? I zaczęłam pod stołem tupać.
Od półtora roku jest przewodniczącą KRRiTV i nie musi już tupać, by słuchano jej słów. A powrót do głównego nurtu wydarzeń zawdzięcza szczęściu. Gdy Lew Rywin i świadkowie jego afery wili się pod ogniem pytań komisji śledczej, a z przebiegu przesłuchań wyłaniał się niepokojący obraz mediów publicznych, Aleksander Kwaśniewski zapowiedział wielkie odpolitycznienie telewizji. W marcu 2003 r. wezwał Krajową Radę do ustąpienia i na swoim biurku znalazł dymisje jedynie dwóch członków – Waldemara Dubaniowskiego i Danuty Waniek. Tych rezygnacji nie przyjął. Trzeci z prezydenckich przedstawicieli Włodzimierz Czarzasty, którego wiązano z aferą w sprawie ustawy medialnej, ostentacyjnie wypowiedział prezydentowi posłuszeństwo. Prezes publicznej telewizji Robert Kwiatkowski cieszył się dwuprocentowym społecznym zaufaniem. Gdy Juliusz Braun, dotychczasowy przewodniczący Krajowej Rady, podał się do dymisji, Danuta Waniek głosami 6 członków Krajowej Rady została wybrana na przewodniczącą. I ogłosiła „nowe otwarcie”.
Pomysł na reformę władz telewizji był jednocześnie pomysłem na siebie. Waniek, jak wielu wysokich urzędników RP, ma bowiem dwie twarze, które przymierza w zależności od sytuacji. Jedna to twarz apolitycznego, niezależnego męża stanu, który ma własne koncepcje naprawy kraju i instytucji, a druga – działacza partyjnego, który wciąż chce pozostać w układach. Pogodzenie tych ról jest piekielnie trudne.
Bohater mimo woli
Wydaje się, że przewodnicząca Krajowej Rady od początku czuła dystans do zmian, które przyszło jej inspirować. Za czasów prezesury Kwiatkowskiego jako członek Krajowej Rady często głosowała ręka w rękę z Włodzimierzem Czarzastym, wpływowym sekretarzem KRRiTV. Podziwiała jego dynamizm, zaangażowanie w pracę i wiedzę o rynku medialnym. – Gdybym wówczas miała wskazać, kto ma być szefem Rady, to wskazałabym jego – przyznaje.
Od byłego sekretarza Rady wiele się nauczyła. Jeździ w teren, zapoznaje się z na-dawcami i buduje swoją pozycję. W publicznych wystąpieniach wypada dobrze. Nie peszy się, wykorzystuje doświadczenie zdobyte na sejmowej mównicy, w resorcie obrony i prezydenckiej Kancelarii.
Brak jej tylko zdecydowania. Podczas niedawnej debaty na temat publicznego radia i telewizji zorganizowanej przez redakcję „Rzeczpospolitej” Waniek, autorka pomysłu na odpolitycznienie mediów, przekonywała, że w istocie nie ma takiego modelu, który funkcjonuje z dala od polityki. I przez pełne trzy godziny poprawiała narzuconą na ramiona fioletową marynarkę – ani jej nie założyła, ani nie zdjęła.
A wydawało się, że ma zadatki na żelazną damę. „Nowe” w telewizji tworzyła z hukiem. Skład rady nadzorczej, swój autorski pomysł, Waniek uzgadniała z opozycją – przeciw Czarzastemu. Z poparciem prezydenta. Wspólna konferencja z przedstawicielem prawicy w KRRiTV Jarosławem Sellinem przypieczętowała zgodę.
I mechanizm poszedł w ruch. Nowa rada nadzorcza wybrała nowy zarząd, który nie spodobał się środowisku lewicy. Wtedy Waniek na własnej skórze odczuła, jak okrutne potrafią być lewicowe media. – Danka zawsze chciała być lubiana i doceniana – mówi jej kolega. Osobę o silnej potrzebie akceptacji ataki bolały szczególnie dotkliwie. „Trybuna” pisała o jej bliskich relacjach osobistych z Markiem Hołyńskim, specjalistą od nowych technologii, który znalazł się w zarządzie TVP. Włodzimierz Czarzasty publicznie zarzucał jej nieprzemyślane i nieodpowiedzialne działania, które zamiast otwarcia spowodowały przeciąg.
Marek Barański, naczelny „Trybuny”, ironizował, że „pani Waniek nawet nie miauknęła” w sprawie wyboru poza konkursem szefa Jedynki. Lewicowi politycy, tacy jak Krzysztof Janik i Krzysztof Martens, gromili za zaniechania w przestrzeni medialnej, bez naprawienia których SLD będzie miał trudności z zapowiadanym na grudzień osiągnięciem 15-proc. poparcia w sondażach.
Utrata wpływów w telewizji jest dla części SLD jak utrata twierdzy. Nie przemawia do działaczy lewicy argument, że SLD utracił społeczne poparcie właśnie w czasach, kiedy Robert Kwiatkowski uczynił z publicznej telewizji tubę propagandową rządzącej partii.
Danuta Waniek źle znosiła ataki. W kolejnych wywiadach ujawniała, że „nowe otwarcie” miało się jednak odbyć pod kontrolą lewicy, ale politykom tej formacji wszystko wymknęło się z rąk. „Bieg wydarzeń w tym konkretnym przypadku został zakłócony przez PSL” – wyjaśniała z kolei „Trybunie” kulisy wyboru Dworaka.
Dla „Trybuny” wypowiadała się jak lojalny, karny działacz partyjny, który zdaje relację przed sądem koleżeńskim. Mówiła o dziejowej konieczności zmiany Kwiatkowskiego, który „był źle postrzegany”. Nieoczekiwanie też o tym, że właściwie nic się nie stało: „Posunęliśmy się tylko na ławce”. W innych mediach twierdziła jednak, że ona sama telewizję Kwiatkowskiego postrzegała źle. I podkreślała potrzebę istnienia niezależnych mediów publicznych.
Punkt krytyczny
Jednak konstrukcja „nowego otwarcia” sama w sobie była obciążona poważnymi słabościami, czego dziś przewodnicząca KRRiTV zdaje się nie dostrzegać. Wynegocjowany wyraźny podział ról członków zarządu oznacza słabą pozycję prezesa. A do tego TVP nie była przygotowana.
W świadomości publicznej funkcjonuje telewizja kolejnych prezesów – Szczepańskiego, Drawicza, Terleckiego, Walendziaka, Miazka, Kwiatkowskiego. I nikt nie pamięta ich zastępców. Gdy więc szefem został Jan Dworak, a większość kompetencji w sferze programowej przypadła jego zastępcy Ryszardowi Pacławskiemu, musiał rozgorzeć konflikt. Tym silniejszy, że Dworak i Pacławski nie mają powodów, by się lubić i sobie ufać. Prezes, znany producent filmowy, przed objęciem TVP członek Platformy Obywatelskiej, na Woronicza wszedł z hasłem przywrócenia wiarygodności telewizji po Robercie Kwiatkowskim. W sferze faktów oznacza to zmiany programowe i zwolnienia. Pacławski, należący do poprzedniej ekipy – były szef regionalnej Trójki uchodzący za człowieka Roberta Kwiatkowskiego – takiej wizji realizować nie może i nie chce. A skuteczność zarządzania telewizją zawsze oceniana jest przez pryzmat telewizyjnego okienka. Dlatego Dworak czuł się zakładnikiem Pacławskiego. Konflikt postanowiła rozwiązać rada nadzorcza TVP, która zawiesiła Pacławskiego w pełnieniu obowiązków.
„Nowe otwarcie” okazało się kruche jak porcelanowe filiżanki, do których Danuta Waniek ma kobiecą słabość. Z jednej strony narzeka na niesolidność graczy. Z drugiej sama wysyła nieczytelne sygnały.
Na zwolnienie Janiny Sokołowskiej, znanej z przesłuchań komisji śledczej szefowej departamentu prawnego, której prokuratura postawiła zarzut fałszowania ustawy medialnej, zdecydowała się dopiero wówczas, gdy wyszło na jaw, że prawniczka ma ogromne długi i ukrywa przesłane do Krajowej Rady pismo od komornika. – Poprosiłam o czas, by się przekonać, jak się z Sokołowską współpracuje – tłumaczy Waniek.
Na stanowisku rzecznika KRRiTV zatrudnia Rafała Rastawickiego, byłego wiceszefa telewizyjnej Jedynki, bliskiego współpracownika Roberta Kwiatkowskiego, co w Biurze Rady zostało przyjęte jako manifestacyjne zaostrzenie kursu w lewo: – Jestem wrogiem pochopnego zakazu wykonywania zawodu. O Rastawickim pisze się źle, ale chcę się przekonać, czy na to zasługuje. Jednak takie kompletowanie kadry nie buduje autorytetu Rady.
Pogłębia wrażenie, że „nowe otwarcie” było tylko wypadkiem przy pracy. Waniek oburza się na niskie standardy moralne członków rady nadzorczej TVP dlatego przede wszystkim, że lewica utraciła kontrolę nad radą. Za zawieszeniem Pacławskiego oddali głos Marian Pilot, wskazany przez PSL, którego córka, jak się okazało, została zatrudniona w biurze reklamy TVP, i Marek Ostrowski, człowiek Stowarzyszenia Ordynacka, który mimo pełnienia funkcji nadzorczych szybko znalazł pracę w TVP jako wicedyrektor w TVP 3.
Czarzasty wszystko przewidział
Teraz Waniek otwarcie zaangażowała się w obronę Pacławskiego. I zamawia kolejne ekspertyzy prawne, by swój pogląd potwierdzić. Argumentacja, której poszukuje, jest taka: Ostrowski złamał prawo, był w radzie nielegalnie, a w związku z tym nie mógł nikogo zawiesić.
Jan Dworak, prezes TVP, dziwi się takiemu zachowaniu: – To, co robi pani Waniek, bardzo mnie niepokoi. Zbójectwo, rozczarowanie, żal – to nie są słowa, których używa organ państwa.
Włodzimierz Czarzasty może triumfować: – Lubię Danutę Waniek. Konfliktu między nami nie ma. Z jej niektórymi ocenami się nie zgadzam. Założyła model idealny, tylko że gracze zawiedli – ocenia dziś autor esemesa: „Wiele dobrego zrobiłaś dla prawicy” (wysłał go do Waniek tuż po wyborach nowej rady nadzorczej TVP). I z trudem ukrywa satysfakcję. – Wiedziałem, dokładnie wiedziałem!
Teraz przed przewodniczącą Krajowej Rady stoi trudne zadanie – szybkie rozwiązanie kryzysu. Zbliżają się wybory, lewicy w zarządzie TVP potrzebny jest jeszcze jeden swój człowiek. Plan A to walka o przywrócenie Pacławskiego, procesy sądowe i naciski na ministra skarbu. Plan B, jak zapewnia Waniek, dopiero się tworzy. Poza uporządkowaniem sytuacji w radzie nadzorczej zakłada „zrównoważenie” zarządu reprezentantem lewicy. Ale takim, który zyskałby akceptację i zaufanie również Dworaka.
Problem w tym, że znalezienie kandydata związanego z lewicą, a niezwiązanego z Kwiatkowskim graniczy z cudem. Wymieniany w kuluarach Waldemar Dubaniowski ma wiele zalet i jedną wadę – lewica się z nim nie utożsamia. Oba plany są niespójne. Bo jak pogodzić zamiary uporządkowania pracy zarządu z żądaniami powrotu Pacławskiego?
Rozwiązania kryzysu nie ułatwi jej na pewno wylewność w kontaktach z mediami. – Pani przewodnicząca jest osobą otwartą dla mediów. Niemal transparentną – ocenia Jarosław Sellin. Powiedziała publicznie, że Dworak przyszedł, by poinformować ją o głębokim konflikcie z Pacławskim. Ujawniła, że członek rady nadzorczej prof. Tadeusz Kowalski proponował zastąpienie Pacławskiego Rafałem Skąpskim, byłym wiceministrem kultury. Teraz na szczerość z Danutą Waniek brakuje chętnych. A ona sama sprawia wrażenie zagubionej.
– Co zrobię? Jeszcze nie wiem – przyznaje. I gorączkowo poszukuje akceptacji dla swych działań. Żelazna Dama, Margaret Thatcher takiego braku zdecydowania z pewnością by nie zaakceptowała.
Współpraca Agnieszka Zagner