Z taką liczbą odpowiedzi na interpelacje posłów (głównie opozycji) zalega rząd. W przypadku 9 z nich termin odpowiedzi został przekroczony o prawie 30 dni, choć zgodnie z przepisami powinna ona nadejść w ciągu 21 dni.
Premier uchyla się od odpowiedzi w sprawie przyjęcia Krajowego Programu Działań na Rzecz Równego Traktowania (poprzedni zakończył się w 2016 r.) oraz w sprawie nielegalnego składowiska odpadów w Zgierzu (wciąż niezabezpieczonego). Minister zdrowia milczy w kwestii kryzysowej sytuacji Oddziału Psychiatrycznego dla Dzieci i Młodzieży w Gdańsku oraz priorytetów resortu. Ministerstwo Rodziny nie odpowiedziało z kolei na interpelację o wykonaniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego uprawniającego opiekunów osób z niepełnosprawnością do świadczenia pielęgnacyjnego. Piotr Gliński nie odpowiada zaś na pytanie dotyczące systemu ochrony zabytków, złożone w połowie listopada – i nawet nie poprosił o prolongatę.
W poprzedniej kadencji Sejmu ostatecznie bez żadnej odpowiedzi zostało aż 287 interpelacji. W niektórych przypadkach termin odpowiedzi został przekroczony o 557 dni. W nowym sejmowym rozdaniu ten rekord może zostać pobity. Obok ograniczenia liczby posiedzeń Sejmu – średnio jedno na miesiąc – ociąganie się z odpowiedziami na interpelacje lub zwyczajne ich ignorowanie to nowy zwyczaj wprowadzony przez obecną ekipę rządzącą. Dla porównania: po VII kadencji Sejmu (2011–15) bez odpowiedzi pozostało tylko 8 interpelacji, choć w sumie złożono ich aż 34 tys.