Analizy i komentarze po I turze
Duda na wozie. Analizy ekspertów po pierwszej turze
Chybiony pomysł Lewicy
Rafał Chwedoruk
Kampania Roberta Biedronia była taka, jakiej wielu polityków lewicy z generacji 40-latków chciało od lat – bez czerwonego koloru, nowoczesna, europejska i fajna. I jej wynik też był fajny. Dla PO i PiS. Po raz pierwszy od 30 lat w wyborach zabrakło nazwy SLD w jakiejkolwiek postaci. Lewica sprawdziła więc wartość szyldu, który niejeden raz pozwolił jej przetrwać, także w wyborach z lat 2018–19. Wejście do sejmików, mandaty weteranów SLD do Parlamentu Europejskiego, najwyższy od 2007 r. wynik do Sejmu zostały osiągnięte pod starym szyldem.
Kandydatura Roberta Biedronia od początku obciążona była ryzykiem. Elektorat lewicowy jest dychotomiczny. Tradycyjni wyborcy SLD, często mundurowi – a procentowo najwyższe poparcie lewica ma wciąż w dawnych bastionach – nigdy nie należeli do szczególnie zainteresowanych problematyką LGBT. Także styl przywództwa Biedronia był odległy od ich doświadczeń ze statecznymi tuzami SLD. Nowi zwolennicy, którzy napłynęli w wyborach sejmowych, młodsi, z większych aglomeracji, dość luźno związani z lewicowymi ideami, mieli do wyboru trzech innych polityków, podobnych w wielu aspektach do kandydatury Biedronia. Trzaskowski i Hołownia okazali się dla wyemancypowanych, średnich i młodych wiekiem wyborców atrakcyjniejsi politycznie. Próba ataku na PO z lewicowo-liberalnej, kulturowej perspektywy zakończyła się jak zwykle dla Lewicy – epizodycznym sukcesem w pierwszej kampanii i katastrofą w kolejnej, gdy PO była już przygotowana.
Lewica mogła zaprezentować kandydata tożsamościowego, demonstrując sprawność organizacyjną, wystawiając Włodzimierza Czarzastego, który z pewnością odróżniałby się treścią wystąpień i stylem we wszystkich debatach od konkurentów z pokolenia milenialsów.