Polska branża gastronomiczna w kilka miesięcy cofnęła się o parę lat. W samej Warszawie upadło – albo jest w trakcie upadku – ponad 20 znanych restauracji. Niektóre, jak chociażby Dom Polski, były na rynku od ponad dwóch dekad, co jest sporym wyczynem w tej trudnej branży.
Cios poniżej pasa od rządu Morawieckiego
– Pierwszy lockdown był dla nas ciosem. Drugi był już właściwie ciosem poniżej pasa. Samo ogłoszenie zamknięcia restauracji w piątek wieczorem, kiedy wszyscy mieli już pełne lodówki jedzenia na weekend, najlepiej oddaje stosunek rządzących do naszej branży – mówi warszawski restaurator Maciej Sondij, współwłaściciel restauracji Dyletanci.
Na gastronomicznym firmamencie pierwsze zaczęły gasnąć największe gwiazdy, bo ciężko sobie wyobrazić, żeby wyróżnione gwiazdką Michelina atelier Modesta Amaro serwowało dania na wynos albo było się w stanie z tego utrzymać.
– Z najbardziej utytułowanych polskich restauracji po pierwszym lockdownie otworzyła się tylko krakowska Bottigliera – mówi Małgorzata Minta, blogerka kulinarna. Tsunami upadków nie omija nikogo. W Warszawie zamknęły się popularne Zapiekanki PRL i działająca od 26 lat w parku Skaryszewskim cukiernia Misianka. Zamykane są też restauracje sieciowe. – Najbardziej boli nas, że właściwie nie widać jakiejś próby dialogu ze strony rządzących. A spontaniczne protesty restauratorów szybko rozgoniła policja i jeszcze wlepiono ludziom mandaty, jakby mieli mało problemów finansowych – dodaje Maciej Sondij.
W grudniu nie będzie odbicia
Fala upadłości związana jest również z cyklem ekonomicznym restauracji, które finansowe żniwa mają w czasie grudniowych imprez firmowych. Za zarobione w tym okresie pieniądze restauratorzy przeżywali kolejne dwa chude miesiące.