Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Wywiad na tacy

Od kształtu raportów o WSI zależy, czy potencjalni współpracownicy służb będą mieli zaufanie do polskiego państwa.
Prezydent ujawni prawdopodobnie wkrótce oficerów Wojskowych Służb Informacyjnych. Media w napięciu czekają na ten moment. Tymczasem już dwa lata temu Antoni Macierewicz zdekonspirował część żołnierzy i agentów tej formacji – publikując rozszerzoną „listę Wildsteina”.

Pierwsza opublikowana w Internecie, w styczniu 2005 r., lista katalogowa Instytutu Pamięci Narodowej - tzw. „lista Wildsteina” - zawierała tylko dwie rubryki: sygnatury akt i nazwiska osób, których akta dotyczyły. Wkrótce potem w internetowym wydaniu „Głosu” - tygodnika Ruchu Katolicko-Narodowego Antoniego Macierewicza - opublikowano rozszerzoną listę, zawierającą nazwy jednostek, w których akta powstały (lub jednostek, które przekazały dokumenty Instytutowi) oraz informację o tym, czy są to akta osobowe pracowników, czy teczki tajnych współpracowników. Zawierała ona 8,5 tys. nazwisk opatrzonych dopiskiem „WSI”. Były to głównie nazwiska oficerów wywiadu i kontrwywiadu wojskowego PRL, których akta przekazały Instytutowi Wojskowe Służby Informacyjne. Na liście znalazło się jednak również kilkaset osób związanych z wojskowymi służbami już w czasach III RP – wśród nich wielu czynnych oficerów WSI.

Służby innych państw na pewno nie przepuściły takiej gratki jak lista Wildsteina – mówi wieloletni oficer cywilnego kontrwywiadu.
Jak do tego doszło? Zgodnie z prawem WSI musiały przekazać do IPN wszelkie dokumenty, zbiory danych i akta osobowe wytworzone przez wojskowe służby przed końcem 1990 r. Także akta żołnierzy, którzy rozpoczęli pracę w służbach przed tą datą – nawet jeśli w III RP nadal w nich pracowali. Dokumenty te trafiły do zbioru zastrzeżonego, do którego pracownicy IPN mieli początkowo dostęp tylko w asyście oddelegowanych pracowników WSI. Potem jednak Ministerstwo Obrony Narodowej upoważniło kilku pracowników IPN do samodzielnego przeglądania zbioru zastrzeżonego. Utworzony przez nich katalog został włączony do dostępnej w czytelni Instytutu listy inwentarzowej – znanej jako „lista Wildsteina”.

Po upublicznieniu listy „Trybuna”  napisała (powołując się na anonimowego informatora z służb), że na liście są czynni oficerowie WSI i że w formacji tej ogłoszono stan najwyższego zagrożenia: trwające operacje są zawieszane, oficerowie wywiadu wycofywani zza granicy. Ówczesny szef WSI Marek Dukaczewski początkowo starał się marginalizować sprawę. Jednak w programie „Prześwietlenie” telewizji TVN jeden z dziennikarzy powiedział, że mu nie wierzy, ale rozumie, że Dukaczewski musi tak mówić, ten odparował: „A jak pan sobie wyobraża, że ja będę mówił o tym, że widzimy zagrożenie, czy wskazywał na to, że jest jakaś liczba osób, które takie zagrożenie mogą stwarzać albo jest wobec nich takie zagrożenie?”

Gratka dla kontrwywiadu

Dziś, gdy WSI już nie istnieją, a stare kadry zostały totalnie przetrzebione, można powiedzieć: komisja likwidacyjna tylko dokonała dzieła zniszczenia wojskowych służb. Od momentu ujawnienia nazwisk oficerów, którzy służyli w WSI w czasach III RP ich dalsze istnienie nie miało racji bytu.

- Służby innych państw na pewno nie przepuściły takiej gratki jak lista Wildsteina. Prawdopodobnie badano ją na wszystkie strony: kontrwywiady innych państw szukały na niej ludzi, którzy kiedyś przebywali na ich terenie, odtwarzały, czym ci ludzie się zajmowali, z kim się kontaktowali, na pewno sprawdzały, czy na liście wśród agentów nie ma ich obywateli. Co gorsza, po świecie rozeszła się informacja, że polskie służby ujawniają swoich pracowników i agentów. Po takim czymś nikt normalny nie zgodziłby się na współpracę z nimi – bo kto zagwarantuje mu, że za kilka lat nie zostanie ogłoszona jakaś „V RP” i dane współpracowników nie zostaną znów ujawnione? – mówi wieloletni oficer cywilnego kontrwywiadu.

Związki nietajne

Postanowiliśmy przeprowadzić eksperyment, by chociaż w małej mierze sprawdzić, jak obce służby mogły wykorzystać wiedzę pochodzącą z rozszerzonej listy Wildsteina. Oparliśmy się na informacjach, które po ujawnieniu listy podawali do publicznej wiadomości przedstawiciele IPN. Wiedzieliśmy zatem, że materiały z różnych służb przekazywano do Instytutu partiami i że pierwsza część sygnatury akt oznacza właśnie numer partii dokumentów, a druga (po ukośniku) – numer teczki w danej partii. Wiedzieliśmy również, że jedno zero przed sygnaturą oznacza materiały tajne, a dwa zera – ściśle tajne (akta osobowe pracowników są tajne, a współpracowników ściśle tajne).


Nasze śledztwo zaczęliśmy od oficera, który sam przyznał, że na liście znajduje się jego nazwisko - od gen. Dukaczewskiego (do IPN trafiły akta dotyczące jego pracy dla służb przed 1990 r.). W stanie wojennym był on oficerem wywiadu w waszyngtońskiej rezydenturze. W latach 80. koordynował działania siatki wywiadowczej w Izraelu. W 1992 r. WSI zatrudniły go na stanowisku głównego specjalisty. Pięć lat później został podsekretarzem stanu w Kancelarii Prezydenta oddelegowanym do pracy w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. W 2001 r. został szefem WSI. Był nim do 2005 r.

Na liście znaleźliśmy również nazwiska wcześniejszych szefów służb wojskowych. Okazało się, że WSI w kolejnych partiach przekazywało IPN akta oficerów pracujących w zbliżonym okresie np. akta gen. Tadeusza Jedynaka, który był szefem wywiadu wojskowego w 1965 r. i jego następcy – gen. Włodzimierza Oliwy (pełnił funkcję w latach 1965- 71) znalazły się w partii, której nadano sygnaturę 00230; akta gen. Edwarda Poradko (1979- 81 r.), płk Romana Misztala (1981- 1990 r.) i kontradmirała Czesława Wawrzyniaka (1991- 92) – w partii o sygnaturze 0305. Sygnatury akt szefów WSI od 1992 r.: Bolesława Izydorczyka, Konstantego Malejczyka, Kazimierza Głowackiego i Marka Dukaczewskiego zaczynają się cyframi 0777.

Związki tych osób z wojskowymi służbami PRL były znane już przed ujawnieniem listy Wildsteina. Powszechnie wiadomo było również, że w III RP byli szefami WSI. Problem w tym, że w tej samej partii, w której WSI przekazały akta swoich niedawnych szefów przekazały również dokumenty 154 innych osób pracujących w służbach w tym samym okresie. Często ich związki z WSI nie były powszechnie znane. Na liście znaleźli się np. tłumacz książek o tematyce wojskowej, szef departamentu bezpieczeństwa w spółce z udziałem Skarbu Państwa działającej w jednym ze strategicznych sektorów polskiej gospodarki, radca ambasady w jednym z państw północnej Europy, a także znany naukowiec, specjalista w dziedzinie elektroniki pracujący od lat za granicą.

Wywiad na tacy

Większość nazwisk na liście Wildsteina opatrzonych dopiskiem „WSI” powtarzała się kilkakrotnie. Nazwisko Marka Dukaczewskiego występowało na liście trzy razy: oprócz sygnatury 0777/32 miało jeszcze sygnatury 0314/6 i 00688/82. Władze WSI przekonywały, że to zapewne trzy różne osoby o tym samym nazwisku. Ale to nieprawda. Tylko sygnatura 0777/32 przypisana jest wyłącznie do nazwiska Dukaczewskiego – prawdopodobnie to teczka w której znajdują się dokumenty związane z jego pracą dla służb przed 1990 r. Pozostałe sygnatury przypisane są wielu osobom.
Na podstawie sygnatur kontrwywiady mogły rozrysowywać siatki powiązań oficerów pełniących wysokie funkcje w wojskowych służbach III RP.

Sygnaturę 0314/6 oprócz Dukaczewskiego ma jeszcze 7 innych osób. O dwóch z nich nie udało nam się znaleźć informacji. Wszyscy pozostali po upadku PRL pełnili służbę w III RP – byli attache wojskowymi w Kanadzie, Francji, Hiszpanii, Maroku, USA, Grecji itd. Według naszych informacji co najmniej dwie z tych osób były na placówkach gdy ujawniono listę Wildsteina. Dwaj kolejni przeszli już do rezerwy: jeden wykłada prawo dyplomatyczne i bezpieczeństwo międzynarodowe na lubelskich uczelniach, drugi zajmuje się biznesem. - Co prawda rozpracowanie, który z pracowników attachatu jest oficerem, a który nie, nie zajmuje kontrwywiadom innych państw wiele czasu, ale zawsze pozostaje cień niepewności. Podanie nazwisk oficerów na tacy z pewnością ułatwiło pracę obcym kontrwywiadom – mówi były wysoko postawiony oficer WSI.

Nam nie udało się znaleźć klucza, według którego do jednej teczki trafiły dokumenty ośmiu osób (wyjaśnić, czy był nim np. udział we wspólnej operacji). Nie udało się nam również ustalić co łączy 16 osób, których nazwiska przewijają się w teczce o sygnaturze 00688/82. Materiały zawarte w niej są ściśle tajne. Czy jednak na podstawie tego, czyje nazwisko znalazło się w teczce, służby innych państw, nie mogły wnioskować, czego teczka dotyczy?

Bezprawna dekonspiracja

Podobne siatki powiązań kontrwywiady innych państw mogły rozrysowywać także dla innych oficerów pełniących wysokie funkcje wojskowych służbach III RP.

Akta niedawnych oficerów WSI, poza sygnaturami zaczynającymi się cyframi 0777, kryją się również pod sygnaturami 0591 (m.in. teczka gen. Janusza Bojarskiego – w latach 2004-05 zastępcy Dukaczewskiego, później pełniącego obowiązki szefa WSI. W latach 80. był on dziennikarzem Polskiego Radia, zajmował się tematyką wojskową, według „Rzeczpospolitej” do służb trafił w 1989 r., potem był zastępcą attache wojskowego w Paryżu i szefem attachatu w Waszyngtonie), 0592 (m.in. akta Cezarego Liperta - zastępcy Dukaczewskiego do 2004 r., ostatnio attache wojskowego w Pradze, Romana Oziębały – również byłego wiceszefa WSI, ostatnio attache w Rzymie i Mariana Grefkiewicza - biegłego WSI z zakresu ochrony informacji niejawnych), 0706 (m.in. dokumenty dotyczące Krzysztofa Łady – kolejnego wiceszefa WSI za czasów szefostwa Dukaczewskiego, od niedawna przebywa na placówce w Bejrucie i płk Jerzego Sprawki - byłego szefa służby finansowej WSI, obecnie wiceprezesa fundacji pomagającej żołnierzom poszkodowanym w pokojowych misjach międzynarodowych) i kilkoma innymi sygnaturami. W każdej partii jest co najmniej kilkadziesiąt teczek.


Nazwiska większości z tych osób pojawiają się też w teczkach zbiorowych. W każdej z tych partii znajdują się zarówno nazwiska ludzi kojarzonych z WSI, jak i nazwiska osób, o których związkach z służbami publicznie nic nie wiadomo. Jak się dowiedzieliśmy, część z tych osób to oficerowie, którzy w momencie opublikowania listy Wildsteina pracowali „pod przykryciem” czyli wykonywali zawody niezwiązane z wojskiem. Co gorsza, według naszych rozmówców, do niedawna związanych z WSI, na liście są również prawdopodobnie tzw. „nielegałowie”, czyli oficerowie wywiadu, którzy przyjęli obywatelstwa innych państw, mieszkają w nich od dawna i pracują w instytucjach, o których wiedza jest bardzo cenna dla naszego wywiadu.
Za zdekonspirowanie ludzi związanych z wojskowymi służbami, których nazwiska znalazły się na liście Wildsteina nikt nie poniósł odpowiedzialności.

Przyjęta w 1999 r. ustawa o ochronie informacji niejawnych określa, że dane identyfikacyjne funkcjonariuszy i żołnierzy służb ochrony państwa wykonujących czynności operacyjno- rozpoznawcze mają być chronione bez względu na upływ czasu. Za zdekonspirowanie ludzi związanych z wojskowymi służbami, których nazwiska znalazły się na liście Wildsteina nikt jednak nie poniósł odpowiedzialności.

Kolej na agentów?

Nikt już nie robi problemu z tego, że oficerowie wojskowych służb, związani z nimi od czasów PRL, zostali zdekonspirowani. Większość z nich i tak nie znajdzie miejsca w budowanych obecnie służbach. Antoni Macierewicz, likwidator WSI i szef jednej z służb, która powstała w ich miejsce - Służby Kontrwywiadu Wojskowego, zapewniał wprawdzie, że sam fakt, iż ktoś pracował w  wywiadzie PRL lub kontrwywiadzie wojskowym, nie przekreśla jego szans na zatrudnienie w SKW, ale liczby mówią same za siebie: z 2,5 tys. żołnierzy, którzy poddali się weryfikacji, do nowych formacji zostało przyjętych około pół tysiąca. Macierewicz od dawna zapowiada, że nadszedł czas na ujawnienie współpracowników wojskowych służb.

Z likwidacji WSI mają powstać dwa raporty. Pierwszy nie precyzuje podobno, na czym polegała rola wymienionych w  nich 300 tajnych współpracowników wojskowych służb. Informacje o tym, czy współpracownicy brali udział w działalności niezgodnej z prawem mają się znaleźć dopiero w drugim raporcie – podsumowującym weryfikację oficerów WSI.

Kwestia zaufania

WSI już nie istnieją. Wszystko to, co się dzieje wokół wojskowych służb teraz, wpływa już na wiarygodność nowoutworzonych formacji – Służby Wywiadu Wojskowego i Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Nie ma wątpliwości, że jeśli w WSI dochodziło do nieprawidłowości, należy je ujawnić, a ci którzy do nich doprowadzili, powinni ponieść za to odpowiedzialność. Prezydent Lech Kaczyński chce jednak ujawniać nie tylko żołnierzy WSI, którzy łamali prawo, ale także tych, którzy prowadzili działania wykraczające „poza sprawy obronności i bezpieczeństwa sił zbrojnych” oraz osoby, które z nimi współdziałały. To bardzo pojemne sformułowania.

Od tego czy zostaną ujawnieni ludzie, którzy faktycznie mają na sumieniu jakieś przestępstwa, czy ci, których wskazali politycy, zależy do pewnego stopnia przyszłość polskich służb. Czy przyszli potencjalni współpracownicy służb uznają, że można mieć zaufanie do polskiego państwa? To pytanie szczególnie ważne w chwili, gdy polscy żołnierze wyjeżdżają na kolejne misje na Bałkany, do Iraku, Afganistanu.
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną