Z okresu wielkanocnego najlepiej pamiętam Wielki Post, a konkretnie pewną Środę Popielcową sprzed lat, gdy wchodząc z babcią do kościoła, zostałam prawie stratowana przez chłopca mniej więcej w moim wieku, na oko może 7-letniego, który z obłędem w oczach biegł przez kruchtę, ścigany przez swoją zawstydzoną wydarzeniem matkę i wołał na cały głos: ja nie chcę się w proch obrócić, ja nie chcę!
Ludzie wokół głównie śmiali się półgębkiem, ktoś prychał, utyskując nad źle wychowanym bachorem, babcia wzruszyła tylko ramionami.