Kraj

Droga krzyżowa

W czasie pandemii nasze dzieci są narażone na tak wiele negatywnych czynników pogarszających ich stan psychiczny, że psychologowie i psychiatrzy nie nadążają z apelami o konieczności ochrony ich dobrostanu.

Z okresu wielkanocnego najlepiej pamiętam Wielki Post, a konkretnie pewną Środę Popielcową sprzed lat, gdy wchodząc z babcią do kościoła, zostałam prawie stratowana przez chłopca mniej więcej w moim wieku, na oko może 7-letniego, który z obłędem w oczach biegł przez kruchtę, ścigany przez swoją zawstydzoną wydarzeniem matkę i wołał na cały głos: ja nie chcę się w proch obrócić, ja nie chcę!

Ludzie wokół głównie śmiali się półgębkiem, ktoś prychał, utyskując nad źle wychowanym bachorem, babcia wzruszyła tylko ramionami. Ja początkowo zachowałam względny spokój, stanęłam z babcią w kolejce po swoją porcję popiołu, którym sypnięto mi na włosy, ale wkrótce metafizyczny lęk, który wzbudził we mnie wrzask biegnącego przez kościół dziecka, zaczął przybierać na sile. Gdy masz 7 lat, ostatnia rzecz, o której chcesz wiedzieć, to fakt, że w proch się obrócisz. Ta historia przypominała mi się za każdym razem, gdy słyszałam różne opowieści znajomych o ich dzieciach, które – po dziecięcemu usiłujące dojść prawdy i sensu – zaczynały swoje serie pytań okołoreligijnych. Żyjąc w Polsce, nawet w ateistycznych rodzinach, nie sposób ustrzec dzieci przed widokiem Jezusów na krzyżach, zapełniających przecież wspólną przestrzeń instytucji publicznych, szkół, szpitali, rozstajów wiejskich dróg itp. Niektóre dzieci pytają więc o nie, na różne sposoby szukając wytłumaczenia, dlaczego martwe, umęczone torturami ciało mężczyzny ozdabia tak wiele miejsc. Pamiętam przecież pytanie o to, czy gdyby wtedy, zamiast krzyżować, wieszano, mielibyśmy wszędzie wokół małe szubienice. No cóż, drogie dzieci, najpewniej. I też by nam się opatrzyły, dziwiłyby tylko początkowo, gdy tak zaciekle szuka się sensu w świecie, a potem – nie znalazłszy go – odpuszcza się. Poważne dyskusje o wszechobecności krzyża w przestrzeni publicznej w Polsce nie mają chyba w obecnej chwili żadnego sensu, byłoby to działanie w duchu kopania się z koniem, ale wszystkim, którzy mają jeszcze jakąś wyporność i siłę na takie rzeczy, polecam ogromnie ciekawą – i dobrze pasującą do Wielkanocy – lekturę książki „The Cross: History, Art and Controversy” profesora Robina Jensena, który analizuje ten mocarny symbol na wielu płaszczyznach, umożliwiając czytelnikowi przyjęcie optyki nieco odmiennej od tej, w której nurzani jesteśmy od dnia narodzin w Polsce, gdy ze szpitalnej ściany nad łóżkiem spogląda na nas ukrzyżowany Jezus.

Polityka 14.2021 (3306) z dnia 30.03.2021; Felietony; s. 103
Reklama