Kiedy Donald Tusk meldował się w krajowej polityce, w medialnych dyskusjach powracało pytanie, czy jego powrót jest na rękę obozowi rządzącemu. Ścierały się dwa przeciwstawne poglądy. Jedni twierdzili, że PiS ma powody do zadowolenia, gdyż pojawienie się odwiecznego wroga ponownie zmobilizuje rozdygotany w ostatnim czasie prawicowy elektorat, a i wielu niezdecydowanych wyborców opuści pewnie pokusa oddania w najbliższych wyborach głosu na ewentualny blok opozycyjny. Z kolei drudzy widzieli głównie niepokój wywołany faktem, iż Jarosławowi Kaczyńskiemu rzucił wreszcie wyzwanie polityk z jego kategorii wagowej. Zwłaszcza że Tusk już nie raz udowadniał, że potrafi takie pojedynki wygrywać.
Nowy lider Platformy natychmiast stał się głównym bohaterem pisowskiej propagandy. Jak wyliczył ośrodek Press-Service Monitoring Mediów dla serwisu WirtualneMedia.pl, w pierwszym miesiącu po powrocie Tuska same tylko „Wiadomości” TVP poświęciły mu 78 materiałów dziennikarskich, z czego 75 miało wydźwięk negatywny (ciekawe, jakie były te trzy pozytywne). Chociaż w rzeczy samej należałoby raczej nazywać je klipami, gdyż warstwa perswazyjna całkowicie dominowała nad informacyjną. Na paskach TVP Info i „Wiadomości” można było przeczytać między innymi: „Tusk zapowiada Polakom koniec dobrobytu”, „Powrót Tuska. Będzie więcej agresji?”, „Tusk w klubie przyjaciół Putina”, „Nieudany powrót do polskiej polityki”, „Tusk planuje zwolnienia dziennikarzy” itd.
Obsesyjnie przetwarzały się trzy stałe wątki: niemieckość Tuska, jego polityczną brutalność oraz brak wrażliwości na potrzeby „zwyczajnych Polaków”. Taki szkielet oblekano później dodatkowymi wątkami, w zależności od aktualnego pretekstu: że Tusk kłamie, wysługuje się Rosjanom, nie szanuje kobiet i obraża polskie matki, chce zalać kraj uchodźcami itd.