Tak zatytułował swoją książkę o złu w historii wrocławski filozof Dawid Szkoła. Kiedyś „ciemny” znaczyło zabobonny i pozbawiony wiedzy, jednakże od czasu, gdy Joseph Conrad napisał „Jądro ciemności”, protekcjonalna metafora, rodem z oświecenia, ustąpiła dojrzalszej i bardziej etycznej myśli o głęboko ukrytych (a więc ciemnych) pokładach lęku i wrogości, o zamroczeniu przez nienawiść i chciwość, które nieodmiennie, epoka za epoką, eksplodują ludobójczym szałem, poprzedzonym morderczym uciskiem i zniewoleniem. A dawna „ciemnota”, czyli brak edukacji, jest tylko tego ucisku i zniewolenia częścią. Wydawało się nam przez wiele lat, że skoro wyszliśmy z „ciemnych wieków”, to może raz na zawsze wyzbędziemy się ksenofobii i wrogości wobec innych i obcych. A jednak nie. Było ciemno i nadal jest ciemno w ludzkich duszach, bo gdzie nie sięga powierzchowny szlif ogłady i mizerne światełko kaganka oświaty, tam nadal bije dzikie serce przodków. I nikt z nas nie wie, ile ma w sobie złej krwi albo niewinnej dzikości. Dopiero w czas próby okaże się, kto otworzy drzwi wędrowcowi o płonących oczach, a kto wezwie straże.
Fryderyk Nietzsche w eseju „Dobre i liche” poszukiwał korzeni słów „dobry” i „zły”, twierdząc, że łacińskie malus („zły”) mogło „oznaczać człowieka pospolitego, o ciemnej skórze, a zwłaszcza ciemnych włosach, czyli przedaryjskiego tubylca Italii, różniącego się karnacją od białych i jasnych zdobywców rasy aryjskiej”. Dla nas, z oczywistych powodów wyczulonych na język rasistowski, słowa te brzmią wysoce niepokojąco, lecz wówczas były niewinne. W przypadku Nietzschego nie kryło się w nich żadne osobiste uprzedzenie, a mówienie o rasach i ich nieprzyjaznych wzajemnych relacjach wówczas, blisko półtora stulecia temu, nikogo nie krępowało i nieznany był wymóg, aby zawsze przy takiej okazji jednoznacznie potępić rasizm.