Na ubiegłotygodniowej konferencji minister zdrowia Adam Niedzielski zaprezentował plan rządu na pandemię. Skończyło się na zapowiedzi możliwego testowania w aptekach, przygotowywaniu kolejnych łóżek covidowych i „umożliwieniu” osobom 60+ w ciągu 48 godzin zbadania przez lekarza pierwszego kontaktu. Skrócono też okres przebywania w kwarantannie do 7 dni. Nie za wiele i bez szczegółów; jak od miesięcy – tworzenie pozorów.
Omikron wkroczył do Polski kilka tygodni temu (16 grudnia odnotowano pierwszy oficjalnie zarejestrowany przypadek), a przez najbliższe tygodnie będzie zbierać żniwo, które minister nazwał – chyba po raz pierwszy, odkąd kieruje resortem – „bardzo poważną sytuacją”. Rzeczywiście, czeka nas dynamiczny wzrost nowych zakażeń i w codziennych raportach pojawią się zapewne liczby, których nie widzieliśmy w trakcie całej dotychczasowej pandemii – ale to wszystko było do przewidzenia. Prognozy spoza Ministerstwa Zdrowia mówią zresztą o rekordach znacznie wyższych niż zapowiedziane przez ministra Niedzielskiego 60–80 tys. – być może będzie to 120 tys. przypadków dziennie, a pojawiły się i takie modele, które w apogeum piątej fali, w pierwszej połowie lutego, przewidują realnie 300 tys. infekcji.
W dodatku obecna fala może być najbardziej niedoszacowana ze wszystkich poprzednich, bo przy niskim poziomie testowania, gdy dobowa wydolność laboratoriów analizujących próbki sięga 120 tys. testów (choć MZ szacuje ją na o 70 tys. wyższą), zdołają one wykryć może połowę przypadków, więc rzeczywistą wysokość fali poznamy dopiero na podstawie liczby hospitalizacji i – co najgorsze – zgonów; te zaś pojawią się w raportach 15–20 dni później.
„140 tys. stwierdzonych nowych przypadków dziennie oznacza milion rzeczywistych zakażeń.