Już po raz 7. od października ub.r. Rada Polityki Pieniężnej podniosła stopy procentowe – i to o cały punkt procentowy (do 4,5 proc.). Inflacja też bije kolejne rekordy – w marcu wyniosła już 10,9 proc., choć Adam Glapiński ciągle uważa, że jeszcze nie wymknęła się spod kontroli. Rok temu zapowiadał, że ryzyko podniesienia stóp procentowych jest zerowe, bo grozi nam raczej deflacja niż inflacja, a niedługo potem RPP pod jego kierownictwem zaczęła je podnosić, bo ceny rosły coraz szybciej. Odwrotnie proporcjonalnie do wiarygodności prezesa NBP.
Wyższe stopy spowodują kolejny wzrost rat kredytów hipotecznych. Stanie się to za kilka tygodni lub miesięcy (zależy to od tego, jak często banki je aktualizują). Według Jarosława Sadowskiego z Expandera w najgorszej sytuacji znajdą się ci, którym bank aktualizuje wysokość rat co 6 miesięcy. Jeśli ktoś w październiku 2021 r. od relatywnie niskiego 200-tys. kredytu płacił miesięcznie 968 zł, teraz zapłaci już 1536 zł, a więc jego raty wzrosną o 568 zł. Im wyższy kredyt, tym uderzenie po kieszeni mocniejsze. Przy kredycie w wysokości 400 tys. zł i dotychczasowych ratach 1937 zł, trzeba się liczyć z ratami aż o 1134 zł wyższymi – czyli 3071 zł. Najbardziej ucierpią mieszkańcy dużych miast, w których ceny mieszkań są najwyższe, a więc zadłużać się trzeba było bardziej. Przy kredycie w wysokości 500 tys. zł i dotychczasowych ratach miesięcznych 2421 zł, trzeba będzie zapłacić już 3839 zł, czyli o 1418 zł miesięcznie więcej.
A stopy nadal będą rosły. Paradoksalnie mimo wyższych rat łączny koszt kredytu (obecnie to ok. 6–7 proc. rocznie) nadal jest niższy od inflacji. NBP spodziewa się, że wiosną br. tempo wzrostu cen wyniesie już 11,7 proc.
Wyższe stopy powinny wzmacniać rodzimą walutę, ale złoty umocnił się na krótko.