Kraj

Czasy

Czasy się zmieniają, a metody, jak się właśnie okazuje, pozostają takie same.

Zawsze źle znosiłam historyczne analogie, w epoce przed wojną zawsze wywracałam oczami na widok fejsbukowych i publicystycznych nadużyć różnych terminów, koniecznych zdaniem piszących, by wzbudzić stosowną grozę u czytelnika. Celu raczej nie osiągano, za to następowała dewaluacja tych wielkich pojęć – bez sensu – zżymałam się często, myśląc, że w końcu zabraknie nam słów, by opisywać rzeczywistość.

Ale teraz wszystko się zmieniło: wojna wywróciła nasze klubowe stoliki, wszystkie zgrane przez nas karty spadły na ziemię, w ukraińskie błoto wojennego przedwiośnia. Wyciągam je z brudu i patrzę, jak nabierają złowrogiego sensu.

24 stycznia 1945 r. wojska radzieckie wkroczyły do Gliwic od zachodu, stamtąd ruszając w stronę Bytomia i Zabrza. Za armią szło NKWD, które „oczyszczało” teren z wrogiego elementu. A na tym śląskim pograniczu oczyszczenia mógł wymagać doprawdy każdy. Sowieci zajęli okoliczne miejscowości, dziś leżące w granicach Bytomia, przez 3 dni trwały walki o Miechowice, które ostatecznie zajęli 27 stycznia. Żołnierze kradli, niszczyli, torturowali i zabijali mieszkańców zdobytych miejscowości, niezależnie od tego, czy należały do niemieckiej czy do polskiej części przedwojennego Górnego Śląska. W polskich Przyszowicach zginęli przecież od ruskich kul nawet zbiegli chwilę wcześniej z marszu śmierci byli więźniowie KL Auschwitz, którzy schronili się w domach okolicznych mieszkańców. 12 lutego zaś ruszyła akcja internowania wszystkich mężczyzn zdolnych nosić broń, których nieraz całymi załogami zabierano z zakładów pracy (na przykład górników wyjeżdżających na powierzchnię z szychty w kopalniach). Wtłaczając ich do bydlęcych wagonów, zwanych krowiokami, wywożono na wschód – do łagrów w najróżniejszych punktach niekończącego się imperium.

Polityka 17.2022 (3360) z dnia 19.04.2022; Felietony; s. 98
Reklama