Czasy się zmieniają, a metody, jak się właśnie okazuje, pozostają takie same.
Zawsze źle znosiłam historyczne analogie, w epoce przed wojną zawsze wywracałam oczami na widok fejsbukowych i publicystycznych nadużyć różnych terminów, koniecznych zdaniem piszących, by wzbudzić stosowną grozę u czytelnika. Celu raczej nie osiągano, za to następowała dewaluacja tych wielkich pojęć – bez sensu – zżymałam się często, myśląc, że w końcu zabraknie nam słów, by opisywać rzeczywistość.
Ale teraz wszystko się zmieniło: wojna wywróciła nasze klubowe stoliki, wszystkie zgrane przez nas karty spadły na ziemię, w ukraińskie błoto wojennego przedwiośnia.
Polityka
17.2022
(3360) z dnia 19.04.2022;
Felietony;
s. 98