To nie żaden krach finansowy, tylko chwilowo idziemy przez bagienny teren – dodają. A skoro tak mówią, znaczy, że tak jest. Przecież to jest nasz rząd, więc Polaków nie oszuka. Każdego dnia mamy dowody, że wzajemne zaufanie jest fundamentem tej władzy. To są ich nienaruszalne pryncypia. Przy finansowej kierownicy siedzą sami wytrawni rajdowcy. Ich bystre oczy i ogromne doświadczenie są gwarancją, że trwożyć się o przyszłość nie musimy. Już siódmy rok wspólnie suniemy do dobrobytu. Może czasami troszkę trzeba zwolnić, bo jakiś mądrala z opozycji kłody pod nogi rzuca, ale to oczywiste – zawistnych popaprańców się nie ustrzeżesz. I tu zadajmy sobie trudne pytanie. Może to jest celowe i konstruktywne, że rząd wprowadził prawie 13-proc. inflację? Może powiedzmy sobie uczciwie, że powinniśmy się cieszyć, że ją mamy, i że będzie rosła? Bo jeszcze pod koniec ubiegłego roku prezes Glapiński malował czarny obraz grożącej nam deflacji. Na szczęście do niej nie dopuścił.
Mamy wiosnę, przemawiał parę dni temu na konferencji prasowej. Nie kwękajmy więc. Świeża zieleń polskich drzew, kwitnące magnolie i żółte mlecze są jak znak drogowy, który otwiera nam ten najważniejszy kierunek – do zasobności portfeli. Warto jednak rozglądać się dookoła. Tak dla pewności, żeby przejść suchą nogą. Bo Glapiński nie ukrywa, więcej, on mówi brutalnym konkretem. Inflacja wzięła się stąd, że ceny rozlewają się po całym kraju. To jest spontaniczny i trudny do skontrolowania mechanizm. Ja tam prezesa rozumiem. Gdyby nie zmiany klimatyczne generowane głównie przez Zachód, warstwa świeżego powietrza w Polsce byłaby znacznie większa i coroczną majową powódź mielibyśmy jak w banku. Ale mamy tylko nagłe zastępstwo, czyli rozlewisko cen. Dlatego tak wszystko zdrożało, że Tusk i Niemcy powodzi łeb ukręcili.