Kraj

Piazza Miarka

Jak zauważył Jacques Le Goff, kupcy wymieniają nie tylko towary, ale również idee.

Kupił pan u Słodziutkiej? – spytała sąsiadka, widząc, że wyjadam nieumyte truskawki z koszyka. – Nie, u Pani z Warkoczem. – Ja wolę u Cioci, ma najtaniej, ale ostatnio jej nie widzę. – Też się martwię, czy nie choruje. Sam bym umarł, gdyby zabrakło tego miejsca w mieście. – Bez przesady, to tylko targowisko, i to drogie. Szkoda, że nie mam bliżej do Biedronki lub do Lidla – powiedziała i poszła.

„Targowisko”!? Chciałem za nią biec i krzyczeć: „Kobieto! To nie jest targ, to jest cud miasta, kwiat dzielnicy; rozwibrowane, elektryzujące społeczne dżakuzi; popołudniowa kropka w mozolnym zdaniu dnia! To jest miejsce… epickie!”.

Żeby sprostać niezwykłości katowickiego Piazza Miarka, trzeba oka i pióra Balzaca! Musiałaby powstać „Matka Goriot” – opowieść o toczonych tu straszliwych bojach ekonomicznych, o rywalizacji rodzin, o arywistach-uzurpatorach i starej targowej arystokracji, która z coraz większym trudem broni swojej hegemonii; o klientach stąd i z odległych dzielnic; o tej „specjalnie dla pani odłożyłam”; o tym „tego proszę nie brać, dam świeższe”, o tych: „tak dawno państwa u nas nie było”. Ten Balzac zacząłby od portretu Cioci, Miarkowej Madame Vauquer, usadowionej w głębi narożnego straganu, skąd może śledzić uważnie ludzkie gry, upadki, triumfy i pragnienia – cały ten fascynujący i przerażający miejski tygiel, pulsujący w kwietno-warzywno-owocowej scenografii.

Łykalibyśmy gorycz ojca, który stworzył dla córek najświetniejszy, najsłodszy stragan, aby wzbogacone mogły któregoś dnia opuścić Piazza. A kiedy to się stanie, nasze Delfina i Anastazja zapomną o ojcu, zanurzone bez reszty w pełnym blichtru świecie deweloperów, członków zarządów, przedstawicieli na Wschód.

Polityka 28.2022 (3371) z dnia 05.07.2022; Felietony; s. 96
Reklama