– Mam nadzieję, że państwo nie będziecie jak publiczność na „Nowych Horyzontach”. Tam wychodzili w połowie – poskarżył się i poczułem, że w całym dziewiątym rzędzie budzi się duch rywalizacji. W ósmym i dziesiątym też.
Z grubsza wiedziałem, co nas czeka. Czytałem opis naszpikowany imiesłowami: bohaterką filmu jest „uwięziona w kieracie domowej rutyny samotna matka, dorabiająca prostytucją, chowająca zdobyte w ten sposób pieniądze w wazie do zupy”.
– Trzy godziny z hakiem, ale koniecznie trzeba dotrwać do końca – mówili znajomi, którzy widzieli to już wcześniej.
Co drugie przedstawienie teatralne trwa dzisiaj sześć godzin, jednak w przypadku filmu nawet połowa tego czasu budzi grozę.
• • •
Chantal Akerman urodziła się w 1950 r. Miała 25 lat, kiedy nakręciła „Jeanne Dielman, 23, quai du Commerce, 1080 Bruxelles”. (Tytuł to nazwisko i adres bohaterki). Film jest dość niesamowity. Akerman komponuje długie, statyczne kadry. Nie stosuje zbliżeń. Nie uznaje muzyki w tle. Skąpi oświetlenia. Kiedy aktorka gasi lampę, ekran pogrąża się w ciemności. Legendarne sceny zmywania, obierania ziemniaków i pastowania butów rozgrywają się w czasie rzeczywistym. W 2022 r. krytycy uznali, że to najlepszy film w historii kina (w każdym razie tak wskazał ranking Brytyjskiego Instytutu Filmowego, opublikowany w magazynie „The Sight and Sound”).
• • •
Bez przesady z tym czasem rzeczywistym. W trzech godzinach zmieściły się prawie trzy dni. Pierwsza godzina upłynęła nam w skupieniu. Trochę jakbyśmy oglądali instalację wideo w galerii sztuki albo instruktażowe nagranie z połowy XX w. Portret idealnej gospodyni we wnętrzu. Przed naszymi oczami rozwijała się historia o władzy przedmiotów.