Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Wydech

Proszę Państwa, czas na wydech

Nie przypominam sobie, żebym w 1989 r. była tak zestresowana jak przy tych ostatnich wyborach.

Może dlatego, że wtedy do lokalu z urną jechałam wcześnie rano z pomaturalnej domówki. Nasz rocznik miał szczęście do symboli: egzamin dojrzałości i zaraz po nim pierwsze wybory, przy czym nie tylko nasze pierwsze, ale też pierwsze wolne. Trzydzieści cztery lata temu do nowej Polski wchodziłam tanecznym krokiem, z głową szumiącą od spożywanych podczas całonocnej imprezy bułgarskich win i Bóg wie czego jeszcze. Z lokalu wyborczego, który mieścił się w państwowej szkole na naszym robotniczym osiedlu, bez zbędnej zwłoki przewędrowałam do własnego łóżka i w czasie, gdy moi rodzice zaczynali się zbierać, żeby pójść zagłosować na Solidarność, ja spałam już głębokim snem szczęśliwej i sprawiedliwej.

Tym razem było inaczej. Przedwyborcza noc minęła mi bez szaleństw, lecz mimo to niespokojnie – napięcie psychiczne nie dawało spać. Wstałam wcześniej niż zwykle i do wyborów pobiegłam prosto z łóżka – na czczo i w kapciach. Brzmi to jak obłęd, ale nie wszystko jest tym, czym się wydaje: do lokalu z urną mam teraz przez ulicę, ledwie kilkadziesiąt kroków. Wyskoczę na chwilę, wrócę i wreszcie się uspokoję – myślałam. Ale nie poszło tak gładko.

Wiatr zmian szarpał mnie za bluzę, zarzucał mi włosy na twarz jak łysemu pożyczkę i kiedy dotarłam pod drzwi komisji, zorientowałam się, że chyba zgubiłam dowód. Musiał wypaść mi po drodze, kieszeń była pusta. Więc zamiast szczęśliwego finału szybkiej akcji z urną – cofka do punktu wyjścia: powrót do domu po własnych śladach, desperackie wypatrywanie bez okularów zaginionego prostokącika z plastiku, próby zgadywania, gdzie go wywiało, i deprymująca dezorientacja w przestrzeni, a w końcu głosowanie z paszportem, na szczęście jeszcze ważnym. Później dowód się odnalazł – okazało się, że został na kanapie – ale co przez niego przeżyłam w tę ostatnią niedzielę, to moje.

Polityka 44.2023 (3437) z dnia 24.10.2023; Felietony; s. 97
Oryginalny tytuł tekstu: "Wydech"
Reklama