W 2020 r., gdy w najlepsze trwała pandemia covid-19, a zbliżały się wybory prezydenckie, PiS wymyślił, aby przeprowadzić je korespondencyjnie, z pomocą Poczty Polskiej. Pomysł ten forsowano w przekonaniu, że taka forma wyborów będzie korzystna dla Andrzeja Dudy, a rachityczna, „covidowa” kampania wyborcza zapewni mu łatwą reelekcję. Wydawało się również, że trwająca przez wiele miesięcy pandemia szkodzić będzie popularności rządu, a więc również prezydenta, natomiast w pierwszej jej fazie społeczeństwo w sposób naturalny skupiać się będzie wokół władzy jako gwaranta bezpieczeństwa.
Rozpoczęto więc dość chaotyczne przygotowania, których głównym elementem było przedwczesne, wyprzedzające proces legislacyjny wydrukowanie za kwotę ok. 76 mln zł pakietów wyborczych, które miała rozesłać wyborcom, a potem je od nich odebrać Poczta Polska.
Wiadomo było, że jest to od strony prawnej bardzo kontrowersyjne i niemal niewykonalne organizacyjnie, a jednak władza brnęła w ten projekt, co doprowadziło do zmarnowania całej góry wydrukowanych już pakietów i znacznej kwoty wydanej na ich druk. Bezpośrednio winni byli temu premier Mateusz Morawiecki oraz wicepremier Jacek Sasin. W maju 2021 r. NIK zawiadomiła nawet prokuraturę o możliwości popełnienia przez tego ostatniego przestępstwa nadużycia uprawnień, jednakże śledztwo umorzono, podobnie jak wcześniejsze śledztwo wszczęte na wniosek osoby prywatnej.
Wybory kopertowe się nie odbyły. Na szczęście
Powody, dla których korespondencyjna formuła wyborów budziła poważne obiekcje prawno-proceduralne, związane były w pierwszym rzędzie z ograniczaniem wyłącznych kompetencji Państwowej Komisji Wyborczej (i przekazaniem ich Poczcie Polskiej oraz Wytwórni Papierów Wartościowych), a także z trudnościami w zapewnieniu uczciwości wyborów i zabezpieczeniu ich przed fałszerstwami.