Kraj

Trzecia pielgrzymka Czternastego Dalajlamy

Mam nadzieję, że nikogo nie urażę stwierdzeniem, że na krótko zajął on miejsce papieża Polaka.

Mieliśmy szczęście. Dalajlama dotrzymał słowa i odwiedził Polskę, mimo że jeszcze niedawno miał kłopoty z woreczkiem żółciowym (lekarze nie kryli zaskoczenia i podziwu dla tak szybkiej rekonwalescencji). Mnicha w fioletach fetowano od Gdańska przez Kraków, aż po Warszawę. Mam nadzieję, że nikogo nie urażę stwierdzeniem, że na krótko zajął on miejsce papieża Polaka. I nie chodzi o to, żeśmy się nagle nawrócili na buddyzm, do czego zresztą dalajlama wcale nie namawia. Po prostu, podczas spotkań publicznych starał się odpowiadać na pytania ze świata wartości.

Były to odpowiedzi w duchu subtelnie buddyjskim, lecz to chyba nikomu z tysięcy przybyłych nie przeszkadzało. Część słuchaczy mogła się dzięki temu dowiedzieć czegoś o buddyzmie (i to od wybitnego znawcy), a część otrzymała porcję refleksji o świecie od człowieka, który ma pewien wpływ na kształt współczesności.

Realiści żachną się w tym miejscu, że jest to wpływ wyłącznie medialny. Wszak Tybet jak był, tak jest uciskany przez Chińczyków, i to oni tak naprawdę dyktują agendę. W Polsce na ten kardynalny zarzut można znaleźć kolejne dowody: oto prezydent Kaczyński w ostatniej chwili obniżył rangę swego spotkania z Czternastym Dalajlamą, a radni warszawscy odłożyli decyzję o nadaniu jednemu ze stołecznych rond imienia Wolnego Tybetu. Chińskie naciski w Warszawie poskutkowały.

Kunktatorstwu naszego MSZ trudno się dziwić, bo przecież niedawno premier Tusk sondował w Pekinie, na jaką współpracę gospodarczą – w kontekście Euro 2012 – może liczyć. Ale do mediów światowych przedostały się przede wszystkim zdjęcia dalajlamy z Lechem Wałęsą i z prezydentem Sarkozym, który wykazał się silniejszym charakterem niż nasz prezydent. Symboliczną wagę miało też spotkanie dalajlamy z polskimi parlamentarzystami.

Reklama