Chmura Feedly
Od dawna wiadomo, że nie istnieje coś takiego jak bezpłatne konto pocztowe lub darmowy serwis społecznościowy, ale dopiero niedawno tak dobitnie nam to uświadomiono. Serwisy i usługi pozostają bezpłatne tak długo, jak długo ich dostawcy mogą czerpać wymierne korzyści ze śledzenia poczynań użytkowników. W przeciwnym razie gratisy stają się płatne lub przestają istnieć. Tak właśnie stało się z Google Reader – usługą pozwalającą łączyć rozmaite strumienie informacji (RSS) w jeden spójny sposób.
Z dnia na dzień, nie bacząc na protesty, Google wyłączyło istniejącego od lat i popularnego Readera. Szczęśliwie jednak istnieją alternatywy, a Feedly jest jedną z najciekawszych (http://cloud.feedly.com). Występuje w dwóch zasadniczych, bezpłatnych wcieleniach – jako wtyczka do najpopularniejszych przeglądarek internetowych oraz jako osobna aplikacja dla systemów iOS i Android. Korzystanie wymiennie z jednej i drugiej nie stanowi problemu, bo obie sięgają do jednej bazy odnośników. Feedly proponuje zbliżoną funkcjonalność do Readera, ale w znacznie atrakcyjniejszej wizualnie formie. Interfejs użytkownika wymaga wprawdzie początkowo nieco uwagi, ale jego minimalizm zdecydowanie poprawia ergonomię całości. W ciągu zaledwie 48 godz. po decyzji Google o zamknięciu Readera serwisowi Feedly przybyło pół miliona użytkowników. Grono zwolenników rośnie.
Dane w sejfie
Skoro o sieci mowa, jeszcze jedna sugestia: afera z Edwardem Snowdenem dobitnie przypomina, że jesteśmy obiektem nieustannego podglądactwa. W większości przypadków ma ono charakter raczej pasywny.