Uśmiech eskulapa
Uśmiech eskulapa. Co to za niezwykły wąż? Żeby przetrwać w Polsce, potrzebuje dyskretnej opieki
Kiedy w latach 70. XX w. Maria Kownacka i Kazimierz Garstka pisali książkę dla młodzieży „Na tropach węża Eskulapa”, nie mieli na myśli wypraw w poszukiwaniu jedynego „polskiego” dusiciela. Powstał raczej bogaty zestaw przygód harcerskiego szczepu w półdzikich jeszcze Bieszczadach. To w większości fikcja literacka, ale tytuł nie wziął się znikąd. W tym samym czasie przyrodnicy i leśnicy zaczęli bowiem prowadzić pierwsze badania gatunku Zamenis longissimus. Były skromne, oparte głównie na obserwacji bądź wyłapywaniu i mierzeniu poszczególnych osobników. Współautor książki, ówczesny dyrektor Szkoły Podstawowej w Lutowiskach, pasjonat przyrody i lokalnej historii, czynnie w nich uczestniczył. Poważniejsze projekty naukowe dotyczące eskulapa zainicjowano dopiero wówczas, kiedy gatunek został uznany za skrajnie zagrożony wyginięciem.
Zmiany częste, ale niechciane
Przed wojną w Bieszczadach wąż Eskulapa był dość powszechny – ludność tolerowała jego obecność w pobliżu gospodarstw, bo skutecznie tępił gryzonie. Później populacja zaczęła się chwiać. W latach 1939–45 nikt oczywiście nie zajmował się ochroną fauny, podobnie zresztą aż do drugiej połowy lat 50. Podczas pierwszych powojennych turystycznych wędrówek i ponownego – po wysiedleniach autochtonów w czasie akcji „Wisła” – osadnictwa na rubieżach kraju, wreszcie zainteresowano się siedliskami największego polskiego węża.
Na okazy sięgające półtora metra i większe natrafiano zwłaszcza w dolinie Sanu pod pasmem Otrytu. Leśnicy pracujący w tym rejonie widywali całe rodziny węży zamieszkujących na wpół zrujnowane chaty i piwnice. Na widok ludzi zwierzęcy instynkt w pierwszym odruchu kazał im chować się w szczelinach budynków i okolicznych zaroślach.