Algorytm woli ludu
Wybory, negocjacje: co robić, żeby były sprawiedliwe? Matematyka może pomóc
Demokracja to idea platońska. Żeby przełożyć ją na praktykę życia społecznego, konieczne są konkretne mechanizmy. Algorytmy do tłumaczenia woli ludu na działania władz zazwyczaj są niezauważalne. Widowiskowe sceny z Senatu Galaktycznego na planecie Coruscant, znane chyba każdemu widzowi Gwiezdnych Wojen, rzadko prowokują do refleksji. A powinny, bo jak do licha owe setki, jeśli nie tysiące, tak różnych istot dochodzą swoich racji? Jaką metodę głosowania zastosować, by uwzględniać potrzeby nie tylko sił dominujących w Republice, ale i drobnicy?
Istnienie takich mechanizmów uświadamiają zwykle wybory powszechne – samorządowe i parlamentarne. Częściej jednak refleksję na ten temat budzą głosowania lokalne, np. prowadzone w ramach miejskich budżetów partycypacyjnych. A już na pewno te, w których nasz ulubiony projekt nie dostał szansy realizacji.
To właśnie bada dr hab. Piotr Skowron. – Za każdą metodą głosowania stoi jakaś struktura matematyczna. A ponieważ proces podejmowania decyzji możemy modelować w bardzo precyzyjny sposób, możemy też analizować, które systemy wyborcze są lepsze, które lepiej reprezentują wyborców, a które są wrażliwe na paradoksy czy szkodliwe strategie.
Zieloni mają mieć głos
Stosowana zwykle metoda idzie za powszechną intuicją, która mówi, że promowane powinny być głównie pogląd czy głos większości. Są jednak sytuacje, w których staje się ona narzędziem dyskryminacji. Załóżmy, że 60 proc. ludzi głosuje na jedną grupę projektów z funduszu lokalnego – nazwijmy je niebieskimi – a reszta na zielone. – Jeśli budżet pozwala zrealizować tylko 10 projektów, to wygrają te, które otrzymają najwięcej głosów – wszystkie będą niebieskie – tłumaczy dr Skowron. – W ten sposób „zieloni” wyborcy zostaną zignorowani.