Zabrzmi to paradoksalnie, ale zażywanie narkotyków przyniosło wiele pożytku współczesnej nauce. I nie chodzi tu o odkrycia dokonywane pod „wpływem”, ale o fundamentalne pytania, które zadawali sobie naukowcy obserwujący pociąg Homo sapiens do wielu substancji produkowanych przez rośliny. Dlaczego nasze mózgi są tak wrażliwe na nikotynę z liści tytoniu, morfinę wytwarzaną przez niepozorny mak lekarski czy kokainę z krzewu kokainowego?
Dzięki takim pytaniom odkryto w latach 70. ubiegłego wieku tzw. wewnętrzną morfinę. Naukowców intrygowało wtedy, czemu człowiek i zwierzęta laboratoryjne odczuwają niepohamowany pociąg do morfiny i jej bliskiej krewniaczki heroiny. Po wykonaniu setek eksperymentów okazało się, że mózgi ssaków same produkują narkotyki. Wewnętrzna morfina – mimo że różna pod względem chemicznym – działaniem bardzo przypomina morfinę z maku lekarskiego. Komórki mózgowe, przyzwyczajane od urodzenia do własnej morfiny, reagują podobnie, tylko o wiele silniej, na morfinę pochodzenia roślinnego.
Podobnie wygląda historia odkrycia tzw. wewnętrznej marihuany. W 1964 r. prof. R. Mechoulam, chemik z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, wyizolował z konopi indyjskich aktywny składnik popularnej „trawki”, nazwany później 9-tetrahydrokannabinolem (THC). Bodźcem do poszukiwań substancji zwierzęcych o działaniu podobnym do THC stało się odkrycie w latach 80. XX w., przez inną grupę naukowców, wyspecjalizowanych miejsc wiążących THC na powierzchni komórek mózgu. Miejsca te znane są dziś jako receptory kannabinoidowe. W tym samym czasie Mechoulam i jego zespół, znając już historię z wewnętrzną morfiną, zaczęli się zastanawiać, dlaczego mózgi myszy i człowieka wychwytują i wiążą zawarty w marihuanie THC. A może mózg produkuje też własną wewnętrzną marihuanę?