Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego – z tą dewizą Atosa, Portosa, Aramisa i d’Artagnana z powieści Aleksandra Dumasa do dziś wielu mężczyzn się utożsamia. Dla jednych taka przyjaźń jest niedościgłym marzeniem, dla innych przekleństwem.
Trzy oblicza przyjaźni
Dr hab. Michał Herer z Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego w książce „Pochwała przyjaźni” zauważa, że męska przyjaźń może przybrać co najmniej trzy formy. Po pierwsze, przyjaciel dla mężczyzny może być powiernikiem w sprawach miłosnych. Może towarzyszyć mu w kolejnych fazach związku i wspierać go w postępujących etapach rozczarowania. Przyjaciel jest wtedy świadkiem zarówno powstającej ekscytacji, jak i tym, który po wszystkim powie, że „nic się nie stało”, i wyciągnie na drinka. To rola najbardziej oczywista z możliwych, ograna przez popkulturę i dość nieskomplikowana (chyba że przyjaciel zakocha się w byłej dziewczynie przyjaciela i nie wie, jak mu o tym powiedzieć).
Po drugie, przyjaciel dla mężczyzny może być – jak to określa Michał Herer – przyjacielem – jedynym. Relacja przyjaźni między mężczyznami może wtedy przybrać formę silnej więzi, opartej na idealizacji drugiej osoby, zazdrości o nią, lęku przed opuszczeniem, a nawet „ambiwalentnych uczuć oscylujących między bezgranicznym oddaniem a skrywaną niechęcią”. W relacji takiej jeden z mężczyzn może być bardziej uczniem, a drugi – mistrzem. Przy czym te pełnione przez obu mężczyzn role mogą ulegać, z czasem lub w zależności od aspektu życia, zamianie. Jeden bowiem może podziwiać drugiego za cechy, których sam nie ma, które są/stają się na jakimś etapie życia dla niego ważne.