Wydany przez ministra Klicha zakaz obowiązuje do odwołania. Szef MON twierdzi, że wydał takie polecenie, gdy na początku marca po serii katastrof z udziałem Tupolewów Rosjanie zarekomendowali wycofanie wszystkich Tu-154 z eksploatacji (najpóźniej do lipca tego roku).
Pewien wpływ na decyzję Bogdana Klicha mógł mieć też incydent, który opisaliśmy w czwartek. 17 lutego, tuż po starcie z lotniska w Mińsku Mazowieckim siedzący za sterami Tu – 154M pilot – instruktor popełnił błąd, który mógł się skończyć katastrofą. Zbyt szybko schował klapy, co doprowadziło do zmniejszenia siły nośnej maszyny. Komisja zakwalifikowała to zdarzenie jako zwykły incydent. Dowódca 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, który odpowiada za transport vipów pilota odsunął od latania, a wyniki postępowania wyjaśniającego utajnił. - W tej chwili Dowództwo Sił Powietrznych poddaje weryfikacji, czy to był incydent zwykły, czy poważny – komentował Bogdan Klich na antenie RMF. Nie odpowiedział na pytanie, czy gryf tajności zostanie utrzymany.
Nie wiadomo też, czy rosyjskie zalecenie dotyczy polskiej maszyny, różniącej się istotnie od samolotów tego typu eksploatowanych w Rosji. Polscy wojskowi próbują się tego dowiedzieć. - Dowódca Sił Powietrznych zwrócił się do strony rosyjskiej z wnioskiem o przekazanie wszystkich szczegółowych informacji i oceny tego modelu, którym posługują się Siły Powietrzne tak, aby jednoznacznie wyjaśnić, czy zastrzeżenia dotyczą też tego konkretnego samolotu – mówił Klich.
Jak dotąd jednak Rosjanie milczą.