Zginęło kilkadziesiąt osób ze świata polityki; działalność wielu z nich była na naszych łamach raczej krytycznie oceniana. Taka jest natura demokracji – wejściem w ten świat zjednuje się sobie sympatyków i przyjaciół, krytyków i entuzjastów. Katastrofa zatrzymała ich w pół życia, na kliszach ludzkiej pamięci zostaną pewnie utrwaleni w ich aktualnych rolach. Jednak widać dziś jasno: to nie były zwykłe, banalne osobowości. Oni na pewno byli jacyś, powszechnie rozpoznawalni. Malowali koloryt współczesnego życia politycznego, barwili je swoim językiem.
Każdy z tych życiorysów niósł w sobie alegoryczną opowieść o naszych czasach. Oto Krzysztof Putra, wicemarszałek Sejmu, sumiastowąsy ojciec ośmiorga dzieci, robotnik w białostockich Uchwytach, wyniesiony do polityki z działalności związkowej. Oto Janusz Kurtyka, prezes IPN, który być może gdyby nie zbiegi politycznych okoliczności, pozostałby przystojnym mediewistą, skupionym na możnowładczych rodach małopolskich, bo tego dotyczyły jego doktorat i habilitacja. Piotr Nurowski: jeszcze niedawno przyznawał na naszych łamach, że jest sportowym antytalentem; przeszedł aktywnie przez wszystkie polityczne epoki, wcielając się w role wszelkie: i ministranta, i wodzireja studenckich imprez, i organizatora pochodów pierwszomajowych, i medialnego biznesmena, i wreszcie szefa PKOl. Przemysław Gosiewski, chłopiec z Darłowa, działacz opozycji, zafascynowany historią miłośnik książek, absolwent prawa, minister, wicepremier, poseł słynący z pracowitości. Zbigniew Wassermann, w czasach PRL niepokorny prokurator demonstracyjnie chodzący do kościoła, w wolnej Polsce ambitny i bezkompromisowy w tropieniu aferzystów.