Jedynka
Pan Bóg obdarzył Jedynkę wielkim darem wizualnej przeciętności. W plastikowych laczkach z karfusia wygląda jak zupełnie nikt. W garniturze może robić za kadrę kierowniczą szczebla średniego. Taka życiowa mimikra w połączeniu z ponadprzeciętną sprawnością i analityczną inteligencją powoduje, że to branża pukała do Jedynki, a nie on do nich. Jedynka długo odmawiał. Dla człowieka z pozycją w służbach chodzenie za prezesem to jednak straszny obciach. Tyle że dobrze płatny.
Skusił się dopiero, kiedy dostał propozycję od jednej z najważniejszych firm na rynku. Rangę firmy wyznacza pozycja jej klientów na liście 100 najbogatszych. Firma miała takich z pierwszej dziesiątki listy. Jedynka postawił dwa warunki. W czasie pracy nie może być narażony na przypadki łamania prawa i nie wykonuje czynności innych, czytaj: nie robi zakupów. Pierwszego dnia w pracy musiał przejechać na czerwonym, bo Obiekt sprawdzał jego refleks. No i zatargał zakupy do samochodu, bo Obiekt walił focha, że kobieta, a musi torby dźwigać.
Casting
Jedynka był jedną z nielicznych osób w zespole, która nie przechodziła castingu. Casting to pomysł Rodziny. Rodzina płaci i wymaga, bo z ochroną spędza więcej czasu niż we własnym gronie. No, i jak cię widzą, tak cię piszą. A przecież ich widzą z ochroną. W czasie castingu Rodzina zadaje różne podchwytliwe pytania od materiałoznawstwa (jakiej używasz broni), przez kosmetologię (jakich używasz perfum i czy aby nie tych od Jean Paul Gaultiera, co to ich podróbkami oblewają się dresy), do kulturoznawstwa (na czym ostatnio byłeś w kinie).
Jedynka wszedł do zespołu ochraniającego drugie pokolenie Rodziny. Konkretnie córkę. Trafił średnio. Obiekt był kapryśny i momentami złośliwy. Czasem z nudów próbował gubić ochronę.