Ponad siedem tysięcy wniosków o odejścia na emeryturę to rekord w 20-letniej historii Wojska Polskiego. A fala odejść jeszcze się nie skończyła - mamy wrzesień - a do końca roku mogą nastąpić kolejne.
Tak źle jeszcze nie było. W 2010, kiedy odeszło 5,5 tysiąca żołnierzy, w armii bito na alarm. Pierwsza fala odejść pojawiła się w 2007 roku, kiedy politycy zaczęli mówić o reformie wojskowego systemu emerytalnego. Odeszło wówczas 4,5 tys. żołnierzy. Rok później 3,6 tys., a w 2009 r. - 3 tys. Wydawało się, że sytuacja jest opanowana. Jednak znów pojawił się temat reformy emerytur i statystyka poszła w górę.
Walka o przetrwanie
Mirek ma 42 lata. Do 31 sierpnia był żołnierzem 1 Dywizji im. Tadeusza Kościuszki w Legionowie. Dzień później dywizja oficjalnie została rozwiązana. Żołnierze zaczęli żartować, że zaczynają kampanię wrześniową. Walka, jak zawsze, toczy się o przetrwanie. A konkretnie o etaty.
O rozwiązaniu dywizji mówiło się już od kilku lat. W styczniu 2011 roku były minister obrony narodowej Bogdan Klich przypieczętował jej los. Kto sprytniejszy i lepiej ustawiony, załatwił sobie etaty w Sztabie Generalnym, Dowództwie Operacyjnym Sił Zbrojnych, albo innych jednostkach w okolicy Legionowa. Reszta czekała, co zaproponuje im wojsko. Każdy żołnierz musiał dostać propozycję zatrudnienia w armii – tak mówią przepisy. Ale nie każdą musiał przyjąć. Nowe miejsca pracy trzeba było znaleźć dla ponad 2 tysięcy ludzi. A ponieważ większość polskiego wojska stacjonuje na ścianie zachodniej, propozycje z reguły dotyczyły służby w Szczecinie, Drawsku Pomorskim, Żaganiu. – Prawie nikt ich nie przyjął. Większość się odwołała. Część od razu skapitulowała i złożyła wnioski o przejście do cywila – mówi Mirek.