Opinie na ten temat w zasadzie są zgodne. Pracownik NIK z wieloletnim doświadczeniem: – Tak źle nie było dawno. Podważane jest nawet nasze elementarne prawo do kontrolowania urzędów państwowych. Niektóre historie są wręcz niesłychane.
Katarzyna Batko-Tołuć, autorka raportu Instytutu Spraw Publicznych, który obejmował działalność NIK: – Izba robi świetne raporty, ale nie jest słuchana. Mnóstwo wniosków leży na półkach, niewiele się z nimi robi.
Prof. Mirosław Stec, prawnik z Uniwersytetu Jagiellońskiego, szef Rady Legislacyjnej przy premierze i członek Kolegium NIK: – Nieuwzględnianie uwag Izby to istotny problem. Casus Elewarru nie jest wyjątkiem. Podobne głosy można usłyszeć nie tylko z ust ekspertów, ale i polityków wszystkich opcji, w tym PO i PiS.
Właśnie sprawa Elewarru, która wyszła na jaw po opublikowaniu przez media tzw. taśm Serafina, wydobyła na światło dzienne problem, o którym od dawna mówi wiele osób, w tym cytowana trójka ekspertów – nierespektowanie przez państwowe oraz samorządowe instytucje i firmy zaleceń formułowanych w raportach Najwyższej Izby Kontroli. Problem ten niepokojąco często dotyczy szczytów władzy.
Sprawa Elewarru, którego powiązani z PSL członkowie zarządu oraz rady nadzorczej bezprawnie przyznali sobie pensje w sumie wyższe o 1,4 mln zł, niż pozwala ustawa kominowa (i do tej pory pieniędzy nie zwrócili), jest przykładem bardzo drastycznym i bulwersującym. W opanowanym przez PSL segmencie państwa podważanie raportów NIK i jej działalności stało się akceptowalną praktyką, opartą na poczuciu bezkarności mającym swe źródło w partyjnej solidarności.