Kiedy Platforma wygrała wybory w 2007 r., bliski wówczas premierowi Sławomir Nowak wysłał esemesa. Zawierał jedno tylko pytanie: „Czy zdecydujesz się popracować z premierem w Warszawie?”. Odbiorca, Łukasz Broniewski (rocznik 1980), więcej nie potrzebował. Pozamykał swoje sprawy w rodzinnym Gdańsku i zameldował się w Kancelarii Premiera.
Najpierw na wizytówkach miał napisane „asystent Prezesa Rady Ministrów”, potem doradca, główny doradca i wreszcie – od niespełna dwóch miesięcy – szef gabinetu politycznego. Podobno miał już dość poprzedniej funkcji i po ostatniej kadencji chciał wracać do Gdańska. Tusk miał jednak inne plany wobec swego współpracownika. Zaproponował mu wakujące od dwóch lat (po Sławomirze Nowaku) stanowisko szefa swego gabinetu politycznego. Broniewski z ciasnego pokoju doradcy przeprowadził się więc do własnego gabinetu z sekretarską obsługą.
Z Gdańskiem jest związany od urodzenia, jego ojciec pracował w historycznej stoczni. Zanim trafił na szczyty władzy, przeszedł drogę charakterystyczną dla wielu młodych ludzi zafascynowanych polityką. Jako student politologii Uniwersytetu Gdańskiego działał w Młodych Demokratach, młodzieżówce Unii Wolności. W 2001 r. przeskoczył do PO.
Tusk zauważył Broniewskiego, gdy ten w latach 2003–05 kierował pomorskim biurem Platformy. Wtedy PO nie brała pieniędzy z budżetu, więc rąk do pracy nie było wiele, a roboty nie brakowało. Pracowity student wspinał się po szczeblach partyjnej hierarchii (kierował między innymi kampanią wyborczą PO na Pomorzu przed wyborami 2005 r.). Dziś z narzeczoną i półrocznym synkiem mieszkają w Warszawie. I nic nie wskazuje na to, by szybko opuścili stolicę.
Dyskretny nieznany
W przeciwieństwie do wielu rówieśników – ministerialnych doradców i asystentów – polityka nie jest jego pierwszą pracą.