CZYTAJ TAKŻE: Laureaci ósmej edycji Nagrody im. Barbary Łopieńskiej
Justyna Dąbrowska: Czy bywa tak, że dokonujesz podsumowania, że się zastanawiasz nad tym co myślisz o życiu tak w ogóle?
Jerzy Jedlicki: Bywa, bywa. Czasem myślę, że interesującym dziełem w moich pismach pośmiertnych, jeśli by ktoś chciał je wydać, będzie spisany na paru kartkach utwór p.t. "Pomysły niezrealizowane". One są dużo ciekawsze niż te, które zdołałem zrealizować.
Dla Ciebie ciekawsze?
Nie tylko dla mnie, może również dla innych. Najlepsze pomysły zostaną po mnie jako tytuły prac nienapisanych i ewentualnie spisy treści, pobieżne konspekty. Jednym z nich jest coś, co sobie umownie nazwałem: „Co śmiem myśleć”. To miały być takie niewyraźnie zdefiniowane wnioski z doświadczeń życiowych, z lektur... Bo od czasu do czasu przesypuję sobie w głowie taki piaseczek myśli, które nie są związane z żadną erudycyjną prawdą.
A co w tej pracy, która nie powstanie, miało być?
Nie, na to teraz nie odpowiem, bo musiałbym się zastanowić nad tym, nad czym chciałem się zastanawiać. To byłyby bardzo różne problemy... Zaczynając od tzw. światopoglądowych. W dzieciństwie a nawet w młodości byłem wierzącym chrześcijaninem, ale później, w wieku 16-17 lat, całkiem świadomie to odrzuciłem. Nigdy nie walczyłem z Kościołem, ani nie lubiłem wojującego ateizmu, ale uważam się za ateistę. Nie za agnostyka, bo jak ktoś mówi o sobie „agnostyk”, to się wykręca od odpowiedzi. Ja jestem przekonany, że żadnego Boga nie ma, a już szczególnie takiego, co wszystko o każdym z nas wie i wszystko pamięta.