Marcin Rotkiewicz: – Od kiedy uprawia pan genetycznie zmodyfikowaną kukurydzę MON810?
Dariusz Matuszka: – Od sześciu lat.
Dużo pan jej wysiewał?
Dwa lata temu 185 ha, a mam gospodarstwo liczące 430 ha.
Ale w ubiegłym roku nie chciał pan już uprawiać takiej kukurydzy?
Bardzo chciałem, tylko nie miałem gdzie kupić nasion. Firmy z Czech i Niemiec przestraszyły się, że już w 2012 r. wejdzie u nas w życie zakaz upraw MON810, i przestały sprzedawać ją polskim rolnikom.
Dlaczego kupował pan w sąsiednich krajach, a nie w Polsce?
Bo w Polsce ustawa o nasiennictwie zabraniała rejestracji i obrotu nasionami roślin GMO. Tyle że było to niezgodne z unijnym prawem. Więc u nas nasion kukurydzy MON810 nie mogłem kupić, za to w Niemczech czy Czechach bez problemu. Całkowicie legalnie, na fakturę. Żadne przepisy nie zabraniały też wysiewania kukurydzy zmodyfikowanej genetycznie zarejestrowanej w Unii Europejskiej.
Z jakich powodów zdecydował się pan na uprawianie MON810?
Bo słyszałem, że jest dobra. Kupiłem nasiona i eksperymentowałem, tzn. obsiałem małe poletka w moim gospodarstwie, żeby zobaczyć, jaki daje plon i jakiej jest jakości. Po prostu – czy to się opłaca.
I co pan stwierdził?
Po pierwsze, nie musiałem jej pryskać żadną chemią zabijającą szkodnika kukurydzy, czyli omacnicę prosowiankę. Po drugie, dawała znacznie wyższe plony – około dwóch ton więcej z hektara. Jak się tylko spojrzało na pola, gdzie rosła kukurydza konwencjonalna i ta zmodyfikowana, to od razu było widać, że ta druga jest o wiele zdrowsza.