Kontrowersyjną teorię powstawania stwardnienia rozsianego – przewlekłej choroby ośrodkowego układu nerwowego, dotykającej ludzi już w młodym wieku – rozpropagował włoski lekarz z Ferrary Paolo Zamboni. Za przyczynę SM (sclerosis multiplex to łacińska nazwa tego schorzenia) uznał zaburzenie odpływu krwi żylnej z mózgu. Zaproponował inne leczenie niż to, które od dawna jest standardem na świecie: wystarczy udrożnić lub poszerzyć żyły w szyi (co przypomina tradycyjną angioplastykę wykonywaną przez kardiologów w sercu) i kłopot z głowy.
Od publikacji pierwszego doniesienia Zamboniego minęło siedem lat, ale w wielu krajach nie podjęto w ogóle dyskusji nad jego odkryciem, uznając, że hipoteza ta nie jest poparta żadnymi dowodami, a przypadki niezwykłych uzdrowień należy przypisać czynnikom niemającym związku z operacją żył.
W Polsce jednak w oparciu o teorie włoskiego lekarza, powstał niemal światowy rynek zabiegów naczyniowych oferowanych chorym na stwardnienie rozsiane. Przyjeżdżają pacjenci z Kanady, USA i wielu krajów Europy, gdzie takie operacje nie są dostępne, gdyż metoda nie uzyskała do tej pory licencji dającej prawo do jej stosowania. Zwabionych przez Internet chorych to jednak nie odstrasza. Perspektywa usunięcia przyczyny przewlekłej choroby, oznaczająca uniknięcie wózka inwalidzkiego bez konieczności wieloletniego przyjmowania silnych leków, jest na tyle kusząca, że chcą skorzystać z tej szansy. Na ile jednak jest to oferta rzetelna i nie rozbudza fałszywych nadziei?
Dr hab. Marian Simka, który w katowickim prywatnym ośrodku EuroMedic wykonuje takie zabiegi, już na wstępie podkreśla, że wszyscy chętni są gruntownie informowani o statusie proponowanego leczenia (od 2010 r. w tutejszej placówce wykonano ok. 1500 operacji).