Niezbędnik

Mieszczanie i mieszczuchy

Transformacja mieszczaństwa na przełomie dziejów

Od połowy XIX w. paryskie bulwary i kawiarnie pełne były flâneurs – spacerowiczów trwoniących czas na przechadzki i pogawędki. To była najistotniejsza cecha nowego mieszczaństwa. Od połowy XIX w. paryskie bulwary i kawiarnie pełne były flâneurs – spacerowiczów trwoniących czas na przechadzki i pogawędki. To była najistotniejsza cecha nowego mieszczaństwa. AKG Images / BEW
We współczesnych miastach główna linia konfliktu nie przebiega już między mieszczaństwem a proletariatem. Nowa klasa – mieszczuchów – ma niewiele wspólnego z dawną burżuazją. Kim są? Kim będą?
Portret rodziny Pietera Jana z Haarlemu pędzla Maartena van Heemskercka (XVI w.). Głównym odbiorcą dzieł sztuki w ówczesnej Holandii było szybko bogacące się mieszczaństwo.bpk/Museumslandschaft Hessen Kassel/Jochen Remmer/BEW Portret rodziny Pietera Jana z Haarlemu pędzla Maartena van Heemskercka (XVI w.). Głównym odbiorcą dzieł sztuki w ówczesnej Holandii było szybko bogacące się mieszczaństwo.

Istota miasta sprowadza się do jego zróżnicowania. Już Arystoteles pisał, że „miasto składa się z ludzi różnego rodzaju, ludzie podobni nie mogą stworzyć miasta”. Znaczy to, że w samym mieście muszą istnieć istotne podziały społeczne, kulturowe i ekonomiczne, które stają się podstawą dla konstruowania różnych tożsamości w obrębie jednego ośrodka.

Mieszczanie nie byli i nie są jedynymi mieszkańcami miast. Co więcej, mieszczaństwo nie było także ani najliczniejszą grupą w miastach, ani też nie miało charakteru uniwersalnego. Występowało nie zawsze i nie wszędzie. Jednak to właśnie europejskie mieszczaństwo potrafiło narzucić swoją opowieść o mieście jako tę właściwą i ono też w szczytowym okresie nowoczesności zyskało faktyczną władzę w wymiarze politycznym, ekonomicznym, społecznym i kulturowym.

Wolność nie musi być szlachecka

Z opisem mieszczaństwa jako kategorii społecznej i kulturowej jest kłopot. Na przestrzeni wieków zmieniały się cechy i atrybuty, które mu przypisywano. Słowo mieszczaństwo pojawia się w Europie Zachodniej dopiero około połowy XI w. i upowszechnia się w XIII w. wraz z intensywnym procesem średniowiecznej urbanizacji i lokacją miast.

Kształtujące się średniowieczne mieszczaństwo wyróżniało się w feudalnym społeczeństwie pozycją ekonomiczną, jednak przede wszystkim wolnością i poczuciem obywatelstwa. Kwestie wolności i obywatelstwa miały już kluczowe znaczenie zarówno w antycznej Grecji, jak też starożytnym Rzymie, jednak w średniowiecznych miastach przybrały one odmienny charakter. O obywatelstwie i wolności nie decydowało już urodzenie czy pochodzenie. To „powietrze miejskie” czyniło wolnym, w myśl średniowiecznej maksymy Stadtluft macht frei.

Niewolnik czy poddany, który przybył do miasta, po upływie pewnego czasu, z reguły stosunkowo krótkiego, wyzwalał się spod władzy swojego pana i zależności feudalnych. Była to sytuacja wyjątkowa, nieznana w innych cywilizacjach posiadających znacznie większe i lepiej rozwinięte miasta. Europejski mieszczanin podlegał prawu miejskiemu, a nie feudałowi. Przysięgę składał na wierność miastu. To osobista przynależność do lokalnego związku miejskiego, a nie ród czy plemię, gwarantowała mu jego status prawny jako obywatela.

Miasta średniowieczne przyciągały nowych osadników nie tyle chęcią poprawy bytu materialnego, co przede wszystkim obietnicą wolności osobistej. Średniowieczny biskup Rygi pisał, że „miasto Ryga bardziej swoją wolnością niż urodzajnością okolicznych ziem przyciąga wiernych, by się tu osadzali”. Podobnie kilkaset lat później burmistrz Berlina – miasta stawianego za symbol współczesnej miejskiej wolności – powiedział: „Berlin ist arm, aber sexy” (Berlin jest biedny, ale seksowny).

Mieszczańska wolność i obywatelskość stały się fundamentem, na którym w epoce nowoczesnej mogły rozwijać się liberalne demokracje. W głośnej książce „Demokracja w działaniu” amerykański socjolog Robert Putnam, wyjaśniając głębokie różnice w kulturze politycznej pomiędzy Północą a Południem Włoch, istotne znaczenie przypisywał właśnie mieszczańskim tradycjom wolności i obywatelstwa. Zdaniem Putnama Północ Włoch góruje nad Południem jakością kapitału społecznego i kulturą polityczną, gdyż już od wczesnego średniowiecza republiki miejskie kształtowały postawy obywatelskie i zapewniały wolność osobistą. Na Południu natomiast dominowały feudalne więzy osobistej podległości. Na Północy ludzie byli obywatelami, na Południu poddanymi.

Triumf mieszczaństwa

Wielkie odkrycia geograficzne dały impuls dla rozwoju kupieckiego mieszczaństwa Europy Zachodniej, jednak to dopiero epoka nowoczesności stała się złotą erą europejskiego mieszczaństwa. Od rewolucji francuskiej poprzez Wiosnę Ludów stan trzeci stopniowo zdobywał faktyczną władzę polityczną. Rewolucja przemysłowa pozwoliła mieszczaństwu zdobyć dominującą pozycję na polu ekonomicznym. Rozwój biurokracji i szkolnictwa sprawił, że coraz lepiej wykształcone mieszczaństwo zastąpiło arystokrację i Kościół na pozycji mecenasa sztuki, stając się de facto władcą masowej wyobraźni. Mieszczaństwo europejskie posiadło monopol na tzw. przemoc symboliczną, czyli sytuację, gdzie elity wyposażone w dominujący kapitał kulturowy narzucają swoją interpretację świata i swoje wzory kulturowe innym, stwarzając przy tym przekonanie, że aspirowanie do tych wzorów i wartości jest naturalną koleją rzeczy.

Miasta od rewolucji przemysłowej na masową skalę przyciągały nowych mieszkańców, a udany proces migracji zakładał przyswojenie miejskich wzorów kulturowych charakterystycznych dla nowoczesnego społeczeństwa (Gesellschaft) i odrzucenie tradycyjnych wzorów kulturowych charakterystycznych dla wspólnot (Gemeinschaft). Tymczasem spora część (a niejednokrotnie większość) rdzennej ludności miejskiej – począwszy od blaknącej arystokracji, poprzez proletariat, na biedocie miejskiej kończąc – funkcjonowała w ramach swoich Gemeinschaft. Jednak ich styl życia i wzory kulturowe sprowadzane były do kategorii miejskiego folkloru, w przeciwieństwie do właściwej kultury miejskiej tworzonej przez mieszczaństwo.

Epoka przemysłowa sprawiła, że w opisie mieszczaństwa na pierwszy plan zaczęły wysuwać się zmienne klasowe, na co zasadniczy wpływ miały oczywiście pisma Karola Marksa i tradycja marksistowska. Miejska stratyfikacja społeczna, gdzie kluczową rolę odgrywają różnice ekonomiczne, jest jednak dużo starsza, zarówno od samego pojęcia klasy społecznej, jak też samego mieszczaństwa. Łacińskie słowa patrycjat i plebs, opisujące strukturę starożytnego Rzymu, w epoce rewolucji przemysłowej zostały zastąpione kategoriami burżuazji i proletariatu, dwóch głównych sił rywalizujących między sobą o prawo do miasta.

Czynnik klasowy, choć nie do przecenienia, nie wyjaśnia i nie determinuje istoty mieszczaństwa. Zwracał na to uwagę Tomasz Mann w znamiennie zatytułowanej mowie „Lubeka jako duchowa forma życia” (1926 r.), w której podkreślał duchowy aspekt miasta i miejskości związany z mieszczańskimi wartościami.

Narodziny flâneura

Miejskie Gesellschaft, w przeciwieństwie do tradycyjnych Gemeinschaft, charakteryzuje się wyraźnym rozdzieleniem sfery publicznej i prywatnej. Mieszczanie potrzebowali zatem zbiorowych rytuałów i sceny, na której mogliby odgrywać rytuały potwierdzające ich publiczne tożsamości. Takim rytuałem stawał się flaneryzm, a sceną – śródmiejski bulwar i kawiarnia. Figura flâneur bardzo dobrze opisuje przemiany, jakie przeszło mieszczaństwo europejskie w XIX w. Jeszcze w początkach XIX w. francuskie słowo flâneur używane było do określenia ludzi nieposiadających stałego miejsca w feudalnej strukturze społecznej: włóczęgów, bezdomnych itp.

Już w od połowy XIX w. mianem flâneur określano osobę trwoniącą czas na oglądanie wystaw sklepowych. Postać miejskiego spacerowicza, który „wszystko widzi, sam nie będąc widzianym”, spopularyzował, niespecjalnie mieszczański, poeta Charles Baudelaire. Z czasem jednak flâneur stawał się dominującym wzorem kulturowym, przejawiającym się w publicznych rytuałach życia codziennego europejskiego mieszczaństwa. Spacer po głównej ulicy miasta, wizyta w kawiarni były nieodzownym elementem życia każdego szanującego się mieszczanina, właściwie aż do połowy XX w., kiedy to europejskie mieszczaństwo na masową skalę zaczęło się przesiadać do samochodów, a nowym mieszczańskim rytuałem wskazującym na pozycję społeczną stawało się strzyżenie trawnika w przydomowym ogródku na przedmieściach.

Flâneur narodził się w Paryżu, co jest o tyle charakterystyczne, że nowy mieszczański styl życia wymagał w pierwszej kolejności radykalnej transformacji tradycyjnej tkanki miejskiej. Taka okazja nadarzyła się właśnie w Paryżu, kiedy Georges Haussmann dokonał radykalnej przebudowy miasta, mającej pierwotnie na celu ułatwienie tłumienia zamieszek w nieustannie buntującym się mieście. Przebudowa przyniosła jednak inne, dużo donioślejsze skutki. Zniszczyła tradycyjne wspólnoty lokalne, charakterystyczne dla miast przednowoczesnych, dając pole do kształtowania się anonimowego społeczeństwa wielkomiejskiego. Odzwierciedlał to nowy symboliczny układ miejskiej stratyfikacji społecznej.

Miasto nowoczesne wprowadziło przestrzenny układ segregacji, dzieląc przestrzeń na dzielnice lepsze – śródmiejskie, i zachodnie (z uwagi na specyfikę wiatrów w Europie z reguły lepiej wentylowane), zdominowane przez mieszczaństwo, i te gorsze – peryferyjne i wschodnie, do których zepchnięte zostały niższe klasy społeczne. Szerokie bulwary z równym trotuarem, atrakcyjne witryny sklepowe i modne kawiarnie były tylko w śródmieściu, które projektowano na potrzeby mieszczaństwa. Spacer i wizyta w kawiarni stawały się mieszczańskim przywilejem, silną granicą symboliczną, jaką europejskie mieszczaństwo odgradzało się od niższych klas.

Straszni mieszczanie

Mieszczaństwo, jak każdy nowy fenomen, który w stosunkowo krótkim czasie uzyskał tak znaczącą pozycję, doczekało się też silnych negatywnych konotacji i stereotypów. W dyskursie lewicowym burżuazja przedstawiana była jako wróg klasowy zazdrośnie strzegący swojej uprzywilejowanej pozycji. W tradycji liberalnej piętnowano konserwatyzm ograniczający horyzonty, wytykano podwójną moralność: mieszczanina publicznego i prywatnego. W literaturze aspirujący drobnomieszczanin stawał się ulubionym obiektem drwin, wyśmiewano jego kompleksy, braki w wykształceniu i ogładzie towarzyskiej. Podobne klisze odnajdziemy w niemal każdej literaturze narodowej: począwszy od francuskiego pana Jourdain, poprzez niemieckiego Gottlieba Biedermeiera, po rodzimych Dulskich. Także w dyskursie nacjonalistycznym mieszczaństwo było na cenzurowanym. Wiek XIX to również okres formowania się nowoczesnych narodów, co wymagało wynajdywania „odwiecznych” tradycji narodowych, poszukiwanych głównie w prostym ludzie, nieskażonym kosmopolityzmem i „zgnilizną moralną” miast.

Zmierzch mieszczaństwa

Zmierzch europejskiego mieszczaństwa to temat na osobny esej opisujący modelowy wręcz przykład samospełniającej się przepowiedni. W wiek XX mieszczaństwo wchodzi w szczytowym okresie swojej potęgi i dostaje swoje nemezis – książkę „Buddenbrookowie. Dzieje upadku rodziny” Tomasza Manna (1901 r.). Fatalistyczna wizja upadku tradycyjnego mieszczaństwa staje się jednym z głównych wątków filozofii i literatury, a samo mieszczaństwo, z trudnym do rozumienia uporem, parło ku samozagładzie, którą zresztą dość skutecznie zrealizowało pomiędzy 1914 a 1945 r.

O zmierzchu tradycyjnego mieszczaństwa zadecydowały także istotne przemiany społeczne i gospodarcze. Upowszechnianie się praw wyborczych w demokracjach liberalnych sprawiło, że mieszczaństwo straciło swoją uprzywilejowaną pozycję polityczną. Pod względem ekonomicznym XX w. był dla burżuazji europejskiej prawdziwą równią pochyłą.

Skutki obu wojen światowych najbardziej dotknęły miasta. Zniszczony został dorobek wielu mieszczańskich pokoleń. Dodatkowo, po wschodniej stronie żelaznej kurtyny, mieszczaństwo jako wróg klasowy straciło prawa do swoich własności. Ostatecznym ciosem na polu ekonomicznym był dynamiczny rozwój korporacji międzynarodowych, które faktycznie przejęły władzę ekonomiczną w miastach. Wraz z rozwojem telewizji mieszczaństwo straciło też swój monopol na mecenat sztuki, a tym samym kontrolę zbiorowej wyobraźni. Literatura mieszczańska poniosła zupełną klęskę w zderzeniu z TV, która odnosiła się już do innych gustów i innego świata wartości.

Rok 1968 ostatecznie przełamał mieszczański monopol na przemoc symboliczną. Z jednej strony tradycyjny mieszczański styl życia stawał się po prostu passé. Z drugiej – rewolucja ’68 złamała moralny kręgosłup tradycyjnego mieszczaństwa, kiedy protestująca młodzież zaczęła interesować się tym, co robili ich rodzice w czasie II wojny światowej. Nie bez przyczyny najgwałtowniejszy przebieg rewolucja ’68 miała we Francji i w Niemczech. Kolaborujący rząd Vichy zyskiwał poparcie głównie w (drobno)mieszczaństwie, podobnie jak naziści w Niemczech.

Symbolem schodzenia tradycyjnego mieszczaństwa z dziejowej sceny stał się upadek i degradacja centrów miast – głównej sceny, na której odbywał się mieszczański spektakl. Mieszczaństwo, które z końcem XIX w. zdobyło śródmieścia na wyłączność, od połowy XX w. zaczęło je oddawać właściwie bez walki, wybierając przedmieścia jako swoją nową przestrzeń życiową.

Na scenę wchodzą mieszczuchy

Obecnie sytuacja wygląda już zgoła inaczej. Przełom XX i XXI w. coraz częściej opisywany jest jako „miejskie odrodzenie”. Jednak to już nie tradycyjne mieszczaństwo nadaje ton tym zmianom. Specyfika ponowoczesnych, zglobalizowanych społeczeństw sprawia, że trudno wskazać jakąś konkretną grupę, która mogłaby we współczesnych miastach osiągać dominującą pozycję. Owszem, pojawiało się sporo nowych kategorii, którym przypisywano decydujące znaczenie dla odrodzenia miejskiego, jednak ich żywotność była raczej sezonowa i w niewielkim stopniu reprezentowały one faktycznych aktorów miejskiego odrodzenia.

Coraz częściej dla opisania głównych aktorów na miejskiej scenie używa się określenia „mieszczuchy” (urbanites), które paradoksalnie, dzięki swojej niejednoznaczności, dość dobrze opisuje tę nową kategorię. Po pierwsze dlatego, że klasa średnia (najczęściej identyfikowana z mieszczaństwem) jest obecnie coraz bardziej rozmyta i niejednorodna, a wielu teoretyków wręcz podaje w wątpliwość jej istnienie. Po drugie, we współczesnym społeczeństwie ryzyko, deklasacja i wykluczenie społeczne stają się niemal powszechnym doświadczeniem, od którego nie ubezpiecza zajmowana aktualnie pozycja społeczna. Po trzecie, w zglobalizowanym świecie kultura jest coraz bardziej zhybrydyzowana, więc trudno o jednoznaczne wyznaczniki mieszczańskich wartości i stylów życia. Po czwarte wreszcie i chyba najważniejsze, we współczesnych miastach główna linia konfliktu nie przebiega już między mieszczaństwem a proletariatem.

Ta granica przebiega pomiędzy amorficznymi rynkami reprezentującymi globalny kapitał a mieszczuchami silnie identyfikującymi się ze swoimi miastami. Dobrze to widać na przykładzie hasła ruchu Occupy: „We are the 99 proc.”, które pokazuje, że prawdziwa władza w mieście powędrowała do 1 proc. reprezentującego globalny i/lub oligarchiczny kapitalizm, który nie jest już zakorzeniony w mieście. W gospodarce liberalnej niewidzialna ręka rynku w decydujący sposób przyczyniła się do stworzenia potęgi tradycyjnego mieszczaństwa. W gospodarce neoliberalnej ta ręka zmieniła się w twardy łokieć, który rozdaje bolesne kuksańce wszystkim, którzy nie mieszczą się w tym 1 proc. Dlatego możemy obserwować dynamiczny rozwój nowych ruchów miejskich, w ramach których spełnieni zawodowo mieszczanie, ramię w ramię z ubogimi miejskimi prekariuszami, bronią podmiotowości i tożsamości swoich miast.

Polska (nie)mieszczańska

Głośna wystawa „Polaków portret własny” z 1978 r., będąca zbiorowym autoportretem Polaków, zupełnie pominęła rodzimych mieszczan. W tym historycznym autoportrecie kluczowe miejsca zajmowała: szlachta, inteligencja, chłopi. Jeśli już wątek mieszczański pojawiał się w polskim dyskursie, to zazwyczaj w negatywnym kontekście. Polska miała – i to całkiem chwalebne – tradycje mieszczańskie, zostały one jednak niemal zupełnie wymazane ze zbiorowej pamięci narodowej.

Polska, przyjmując chrzest, została włączona do łacińskiej przestrzeni cywilizacyjnej, w czasie gdy kształtowały się zasadnicze zręby miejskiej Europy. Kraj włączony do europejskiej sieci miast mógł partycypować w kluczowych procesach stymulujących rozwój ówczesnej Europy. Ukoronowaniem tej sieciowej wymiany był „złoty wiek” – rozkwit polskiej kultury i nauki, czego najlepszym przykładem był mieszczański syn Mikołaj Kopernik.

Jednak w tym samym okresie zostały uruchomione istotne procesy, które z czasem doprowadzą do niemal zupełnego upadku miast i zaniku mieszczaństwa, a w konsekwencji także upadku państwa. Już w 1496 r. antymiejskie ustawodawstwo wprowadza tzw. wtórne poddaństwo, odcinając miasta od napływu nowych mieszkańców, i odsuwa mieszczan od wyższych urzędów kościelnych. Kolejne stulecia to już zupełna dominacja szlachty spychającej mieszczaństwo na coraz gorsze pozycje. Wyznacznikiem słabnącego mieszczaństwa był wyjątkowy rodzimy fenomen: rozwój miast prywatnych, który ułatwiał ujarzmianie mieszczaństwa przez szlachtę. Doprowadziło to do sytuacji, którą znakomicie oddają słowa historyków Marii Boguckiej i Henryka Samsonowicza: „Feudalizacja miast wielkich i agraryzacja miast małych i średnich – oto charakterystyczne cechy urbanizacji Rzeczypospolitej w XVI–XVIII w.”.

Rewolucja przemysłowa, która (z wyjątkami) ominęła polskie miasta, nie stała się silnym impulsem dla rozwoju rodzimego mieszczaństwa. Co więcej, polskie mieszczaństwo zostało w tym okresie niemal zupełnie wykluczone z kształtującej się narracji narodowej. W Polsce podzielonej zaborami, gdzie tożsamość narodowa kształtowała się w modelu etnicznym, antymieszczańskość stawała się swoistym stereotypem obronnym. Mieszczaństwo, które w dużej mierze rekrutowało się z innych grup etnicznych, postrzegane było jako obce czy wręcz wrogie.

Wartości mieszczańskie: racjonalizm, kumulacja kapitału i pluralizm kulturowy, napiętnowane były jako ugodowość. W polskim dyskursie narodowym zbiorową wyobraźnią rządził mesjanizm, a śmierć miała dużo większą wartość niż zwykła praca. Bohdan Cywiński w „Rodowodach niepokornych” zwracał uwagę, że wśród polskiej inteligencji wytworzył się prawdziwy kult „nielegalszczyzny” i głęboka pogarda dla normalnych, mieszczańskich zawodów. Co zresztą niezwykle znamienne w tym kontekście, w książce Cywińskiego trudno doszukiwać się jakichkolwiek odniesień do kwestii miejskich. Śledzimy losy kolejnych pokoleń polskich inteligentów zmagających się z wielkimi narracjami. Wszystko to dzieje się w Warszawie, mieście, które na przełomie XIX i XX w. doświadcza wielkich zmian, a polscy inteligenci- społecznicy jakby zupełnie nie zauważali, że na ich oczach dzieje się wielka miejska rewolucja ze wszystkimi jej konsekwencjami.

Miasto dla polskiej inteligencji było niezauważalne, a to dlatego, że sama wywodziła się z podupadłej i zdeklasowanej szlachty zmuszonej, by się tam przeprowadzić. I to właśnie inteligencja, a nie mieszczaństwo, zawładnęła zbiorową wyobraźnią, kreując arkadyjski mit bogobojnej wsi i szlacheckiego dworku, które urastają do najważniejszych symboli narodowych. Miasto było jedynie tymczasową, niechcianą przystanią, w oczekiwaniu na powrót do raju utraconego. W ten sposób ukształtował się silny, negatywny stereotyp miasta i mieszczaństwa. Do dziś termin „dulszczyzna” oznacza w języku polskim dwulicowość i obłudę. Bolesław Prus ze swoją „Lalką” należał raczej do wyjątków. Ale nawet i w tej najbardziej mieszczańskiej polskiej powieści powielana jest charakterystyczna klisza: Wokulski, zdeklasowany szlachcic, osiąga własnymi rękami (które wstydliwie chowa) wielki sukces handlowy, który zamiast mieszczańskiej stabilizacji ściąga na niego katastrofę.

Druga wojna światowa okazała się prawdziwą katastrofą dla polskiego mieszczaństwa, czego najtragiczniejszym przykładem stała się Warszawa. To właśnie mieszczaństwo, choć i tak nieliczne, poniosło największe straty materialne i osobowe. Jako elita było celowo eksterminowane przez okupantów faszystowskich i sowieckich. Niepowetowaną stratą był Holocaust. Poza nielicznymi wyjątkami niemal wszystkie miasta, które znalazły się w polskich granicach po 1945 r., zostały dotkliwie zniszczone, zwłaszcza tradycyjne centra i przestrzenie publiczne, które z przyczyn ideologicznych i finansowych nie były odbudowywane. Nie istniały więc przestrzenie, gdzie można było odgrywać miejskie tożsamości, kultywować miejski styl życia.

Komuniści, likwidując własność prywatną, uniemożliwili rozwój ekonomiczny mieszczaństwa; ubezwłasnowolnienie samorządów miejskich podcięło ich podmiotowość polityczną. Mieszczaństwo, jako reakcyjna burżuazja, w komunistycznym dyskursie stało się głównym wrogiem nowego, robotniczo-chłopskiego społeczeństwa i nie miało już ani sił, ani zasobów, aby odgrywać jakąkolwiek rolę w procesie socjalizacji nowych mieszkańców miast.

Po 1945 r. polskie mieszczaństwo praktycznie przestało istnieć i fakt ten może zakrawać na gorzki paradoks, gdyż w tym samym czasie, po raz pierwszy w polskiej historii, ludność miejska stała się liczniejsza od wiejskiej. Nie oznacza to jednak, że polskie społeczeństwo stało się miejskie, wręcz przeciwnie. Nasze miasta przeszły intensywny proces ruralizacji, uwioskowienia. Nowi osadnicy napływający do tych miast nie mieli od kogo się uczyć miejskiego stylu życia i wartości. Zastawali w tych miastach (z niewielkimi wyjątkami) kulturową i społeczną próżnię, którą wypełniali swoimi wzorami kulturowymi i wartościami przenoszonymi ze swoich rodzinnych wsi.

Nowi mieszczanie

Transformacja systemowa ’89 r. stworzyła podstawy dla rozwoju rodzimego mieszczaństwa, przywróciła samorząd i wolnorynkowe zasady gospodarcze. Problem jednak w tym, że rodząca się klasa średnia aspirowała raczej do quasi-szlacheckich wzorów kulturowych. Symbolem statusu stawał się dom pod miastem stylizowany często na dworek szlachecki. Tradycyjnie mieszczański symbol statusu – mieszkanie w kamienicy w centrum miasta – nie kojarzył się klasie średniej doby transformacji z sukcesem życiowym. To była raczej trauma mieszkania w kamienicy: poniemieckiej, pożydowskiej, kwaterunkowej, więc jeśli tylko mogli, uciekali do domów na przedmieściach.

Sytuacja zaczęła się zmieniać dekadę temu, kiedy w Polsce zaczęło się formować nowe mieszczaństwo, podobnie jak i europejskie mieszczuchy mające już niewiele wspólnego z mieszczaństwem tradycyjnym. Jego cechą szczególną jest doświadczenie pokoleniowe. Dla nowych mieszczan wspólnym i najważniejszym doświadczeniem pokoleniowym stało się wynajdywanie miejskich tradycji swoich miast. Analogia do teorii brytyjskiego historyka Erica Hobsbawma, dotyczącej wynajdywania tradycji narodowych, zdaje się dobrze pasować do sytuacji w polskich miastach. Nasze społeczeństwo, już nie tylko statystycznie, staje się coraz bardziej miejskie, potrzebuje zatem nowych narracji legitymizujących miejskie tożsamości. Drugie i trzecie pokolenia wielkich migracji powojennych wychowały się w miastach, jednak nie mogły uczyć się miejskości od starszych pokoleń. Muszą ją dziś wynajdywać sami dla siebie.

Nowi mieszczanie to także pokolenie wielkiego wyżu demograficznego z przełomu lat 70./80. i boomu edukacyjnego początków XXI w. To także pokolenie integracji europejskiej, które jako pierwsze w pełni doświadczyło dobrodziejstw swobody przepływów: studiowania na zagranicznych uczelniach, legalnej pracy za granicą, a także masowej zagranicznej turystyki. Swoje obserwacje i doświadczenia, które zdobywali w miastach europejskich, starają się przenosić na rodzimy grunt, a jeśli napotykają opór skostniałych antymiejskich struktur, organizują się w różne formy ruchów miejskich. Prawdziwą siłą nowego mieszczaństwa jest jednak to, że tworzy nowe narracje miejskie i coraz wyraźniej widać, że to właśnie ich opowieść i sposób życia buduje nowe polskie miasta.

Niezbędnik Inteligenta „Miasta i ludzie” (100086) z dnia 03.11.2014; Dzieje miast; s. 17
Oryginalny tytuł tekstu: "Mieszczanie i mieszczuchy"
Reklama
Reklama