11 grudnia 2015 r. rozpoczęła działalność firma badawcza OpenAI, z siedzibą w San Francisco. Jej celem jest stworzenie sztucznej inteligencji (SI) co najmniej dorównującej ludzkiej. Od innych podobnych przedsięwzięć różni się tym, że – mimo iż finansują ją osoby prywatne – nie jest nastawiona na zysk. Przeciwnie, założycielom zależy wyłącznie na dobru powszechnym. Ustalenia naukowe będą miały status open source – dostępne dla każdego, kto zechciałby z nich skorzystać.
Budżet OpenAI wynosi, bagatela, ponad miliard dolarów. Jednym z fundatorów jest Elon Musk, biznesmen, naukowiec i wizjoner, znany dziś głównie z produkującej elektryczne samochody firmy Tesla Motors oraz stawiającego na podbój kosmosu przedsiębiorstwa SpaceX, mającego w planach m.in. załogowe loty na Marsa. Musk, z opinią pewnego siebie geniusza zawsze stawiającego na swoim, bywa przez media porównywany do bohatera komiksów i filmów z cyklu „Iron Man”. Jego decyzja o zainwestowaniu w OpenAI została zatem potraktowana jako wiarygodna przesłanka, że myślące maszyny – dotąd głównie domena s.f. – rzeczywiście mogą pojawić się wśród nas, i to w nieodległej przyszłości.
Inicjatywa Muska może wydać się osobliwa tym, którzy znają jego poglądy na temat autonomicznej SI. Zaledwie rok przed powstaniem OpenAI, w listopadzie 2014 r., podczas spotkania ze studentami Wydziału Aeronautyki i Astronautyki MIT porównał przyszłe stworzenie zaawansowanej sztucznej inteligencji do przyzwania demona, z naiwną nadzieją, że pentagram i święcona woda pozwolą nad nim zapanować – co nigdy się nie udaje.