Fakt, że w wolnej Polsce generał SB dostaje emeryturę kilkakrotnie większą od emerytury swojej ofiary, jest oburzający. Dlatego dziwię się tym, którzy sprzeciwiają się zrównaniu emerytur esbeckich z cywilnymi i nazywają to zemstą albo jakkolwiek podobnie. Nie trzeba się specjalnie wgryzać w powikłane dzieje PRL, żeby widzieć tu niesprawiedliwość wołającą o pomstę do nieba.
Teraz będzie ona mniejsza. Jeśli ustawa przejdzie, w Polsce będzie mniej niesprawiedliwości. Ale tylko mniej. Tu, gdzie ta wstydliwa sprawa nareszcie się kończy, zaczyna się bowiem bezlik istotnych pytań i jedno poważne ryzyko.
Pierwsze istotne pytanie brzmi: dlaczego akurat esbecy? A co z klawiszami? A sędziowie i prokuratorzy? A milicjanci? A biurokraci partyjni i inni peerelowscy notable? Wszystko to są grupy uprzywilejowane na różne sposoby i wobec nich wszystkich istotne jest pytanie o zasadność tych przywilejów. Czy na przykład esbecy, którzy wywieźli do lasu i torturowali posła Antoniego Mężydłę, są wyraźnie gorsi od klawiszy, którzy maltretowali Władysława Frasyniuka w więzieniu? Czy od jednych i drugich zdecydowanie lepsi byli lekarze więzienni, którzy tak długo odmawiali leczenia (a nawet zbadania) Gajki (Grażyny) Kuroniowej, aż była w stanie faktycznie śmiertelnym? A czy sędziowie, którzy w bezwstydny sposób sądzili w procesie gdańskim Frasyniuka, Lisa i Michnika, zachowywali się mniej nikczemnie i nie tak karygodnie jak esbecy Mężydły? I - kiedy już doszliśmy do tego trudnego pytania - zapytajmy, co z posłami do peerelowskiego Sejmu, członkami Rady Państwa i rządu, którzy tworzyli prawną i polityczną infrastrukturę terroru i bezprawia, a nawet wpisywali do konstytucji podporządkowanie Polski Związkowi Radzieckiemu?