Opłacalne ryzyko. „Pięciu kupców z Sacramento, którzy podjęli się poprowadzić trasę kolejową przez ponad 800 mil niemal bezludnych terenów, poprzez góry i alkaliczne pustynie, było kompletnie nieznanych światu wielkich finansów – pisał w 1873 r. amerykański historyk Charles Nordhoff. – Szanowani inżynierowie orzekli, że ich projekt jest zupełnie nieprzydatny, posażni obywatele San Francisco wyśmiewali pomysł i starali się mu przeszkodzić na każdym kroku, nawet ich właśni sąsiedzi byli przekonani, że są skazani na porażkę. Ich projekt był wyśmiewany jako »szwindel«, natrząsano się z niego w karykaturach, obsmarowywano w pamfletach, obrażano w gazetach; politycy mu się sprzeciwiali, kapitaliści potępiali i przez długi czas uważano, że żaden rozsądny bankier nie odważy się zainwestować w tak niepewne przedsięwzięcie. Ale żaden z tych zarzutów nie okazał się prawdą”.
Rozwój kolei w Stanach Zjednoczonych, chociaż nie mniej intensywny niż w Europie, przebiegał według zasadniczo odmiennego scenariusza. Podczas gdy na Starym Kontynencie to rządy przyjmowały na siebie rolę głównego inwestora i planisty, w Ameryce transport szynowy rozkwitał dzięki inicjatywie prywatnych przedsiębiorców. W Prusach, Austrii, Francji, Hiszpanii budowniczowie linii kolejowych kierowali się racjami politycznymi i militarnymi; po drugiej stronie Atlantyku o tym, którędy pobiegną tory, decydowała spodziewana zyskowność przedsięwzięcia.
Na historię tę można także spojrzeć w inny sposób: w Europie to państwa budowały koleje, podczas gdy w Ameryce to koleje stworzyły państwo.