Nie jest to specjalnie atrakcyjna scena – tylko piach, pustynia i niewyobrażalna susza. Kilkunastu pustynnych derwiszów coraz bardziej ten piach rozrzuca, a wszystko i tak w nim grzęźnie.
Oto idzie jakichś dwóch przez te hałdy. To przebrani za polityków ekspedienci z kiosku z przeterminowanymi dropsami miętowymi. Tak, to oni! Niosą wieniec przez plac Piłsudskiego w Warszawie późnym popołudniem 11 listopada. Dlaczego nikt z was nie był na uroczystościach rano? – pytają dziennikarze. Odpowiadają, że nie pozwolono im złożyć wieńca. Tak, to prawda. Warto jednak dodać, że protokół nie przewiduje składania wieńców w Święto Niepodległości przez ugrupowania, partie polityczne i ekspedientów. Nie wszyscy jednak to uznają. Niektórym protokół dynda. Zresztą nie tylko protokół. Państwo i prezydent też im dynda oraz rząd i jego premier, który „ufa władzy mordującej własnych obywateli”. Konstytucja im dynda i w ogóle cała III RP, określana przez nich mianem ruskiego kondominium. Wypowiadają ten epitet ze złośliwą radością i czują się całkowicie bezkarni, bo kodeks towarzyski i honorowy nigdy ich nie dotyczy.
Kolejna parka wali przez piach. Anna Fotyga i Antoni Macierewicz, przebrani za dwójkę Fragglesów ze słynnego „Muppet Show”. Macierewicz wykrył kiedyś, że wszyscy ministrowie spraw zagranicznych III RP byli sowieckimi agentami, a swoje odkrycie nazwał „skrótem myślowym”. To znana prawda, że przez piachy pustyni można iść na skróty. Fotyga leci z Antonim do USA, by tam na miejscu zgłosić oficjalnie Amerykanom wniosek o wotum nieufności do polskiego rządu.