Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Za mało polscy

Kto jest Polakiem? Przyznam od razu, że to pytanie nigdy nie stawiało przede mną szczególnych problemów. Wydawało mi się zawsze i wydaje do dzisiaj, że jest Polakiem ten, który się nim czuje. Koniec, kropka i po co tu krzesła łamać, jeśli nawet ktoś czuje się jednocześnie Polakiem i Australijczykiem, Polakiem i Amerykaninem, Polakiem i Żydem czy – jak ja – Polakiem i Francuzem? Zapytajcie Zbigniewa Brzezińskiego, czy jest Polakiem, czy lojalnym obywatelem Stanów Zjednoczonych. A przecież to ikona polskości. Nasz człowiek w Waszyngtonie. I słusznie.

Zawsze znajdą się jednak oszalałe bandy każące mi nagle być „prawdziwym Polakiem”. Cóż to definicyjnie znaczy? Musiałbym się urodzić między Bugiem i Odrą, mówić po polsku, kochać Tejkowskiego, Dobraczyńskiego i Jana Pawła II oraz, skądinąd przeciw wskazaniom tego ostatniego, nienawidzić Ruskich, Szwabów, Pepików, parchów, żabojadów, Chochłów, Cyganów etc. Ojczyzna to, jak z etymologii wynika, ziemia przodków. Dla mnie, Miłosza, Jasienicy, Cata-Mackiewicza, Piłsudskiego (ja się broń Boże nie porównuję) to była Litwa. Dla Kazimierza Bartla, Jacka Kuronia – Ukraina, dla innych Kurlandia, Austria, Syberia... W ciągu 30 lat spotkałem wielu polsko-francuskich studentów. Za każdym razem był to przypadek szczególny.

Zacznijmy jednak od socjologicznych generaliów. W końcu XIX w. i do wybuchu drugiej wojny światowej emigrowało do Francji, głównie Nordu i Szampanii, kilkaset tysięcy Polaków. Byli to górnicy, chłopi, w ogromnej większości ludzie bez środków do życia, przyjmujący każdą pracę.

Polityka 23.2012 (2861) z dnia 06.06.2012; Felietony; s. 120
Reklama