Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Dramat opiekunów

Protest w Sejmie: krzyk wiecznych niewolników

Protestujący rodzice i ich niepełnosprawne dzieci. Protestujący rodzice i ich niepełnosprawne dzieci. Grażyna Myślińska / Forum
Niepełnosprawne dziecko zwykle ma rodzica niewolnika. Biednego, bo nie może pracować, by nie stracić zasiłku, i samotnego, bo dziecko z niepełnosprawnością zwykle oznacza rozpad związku.

Sejm pełen niepełnosprawnych dzieci oraz ich rodziców. Wózki inwalidzkie, transparenty, krzyki i awantura. I okupacja budynku. Dzieci już bardzo zmęczone. Pozwieszane z tych wózków. Nieumyte, niewyspane. Co nie umyka uwagi komentatorów. Ale te dzieci nie takie już rzeczy przeżyły. Zwykle mają rodzica, który jest niewolnikiem, więc przychodzi ten etap, że niewolnik wpada w depresję. Wtedy siedzi się na wózku godzinami, patrząc w ścianę – tak długo, aż się niewolnik pozbiera. Norma. Nie ma w Polsce systemu, który osłaniałby rodziców niepełnosprawnych dzieci przed konsekwencjami wypalenia.

A jeśli ten rodzic musi pojechać do PFRON, żeby zawieźć kolejną porcję faktur za pampersy, to dziecko jest wleczone przez całe miasto komunikacją miejską. Wtedy jacyś obcy ludzie tarmoszą wózkiem – z tramwaju do tramwaju, do autobusu, po schodach i po dziurach. Czasem się wózek obsunie. Nie ma w Polsce systemu, który wspierałby rodziców organizacyjnie.

W domu też czasem jest wrzask. Bo rodzic jest napięty jak struna. Niepełnosprawne dziecko to – statystycznie rzecz biorąc – czynnik właściwie gwarantujący rozpad związku i życiową samotność. Choć można w polskim sądzie walczyć o prawo do kontaktu z dzieckiem po rozwodzie, to nie ma paragrafu zobowiązującego do opieki rodzica, który odszedł.

Niepełnosprawność właściwie gwarantuje też w Polsce życie w ubóstwie. Jest tylko system zasiłków: zero-jedynkowy. Albo praca, albo pieniądze. Jakieś tysiąc złotych na rękę miesięcznie. Oraz ponad 200 dziennych domów opieki dla dorosłych i 96 mieszkań chronionych. Względnie – trochę miejsc w DPS.

Reklama