Czego oczekujemy od władzy?
Za kompetencje w państwowych firmach trzeba płacić rynkowo
Minister Maria Wasiak, rezygnując z należnej jej odprawy z PKP, oraz były minister Igor Ostachowicz, rezygnując z oferowanej mu przez ministra skarbu funkcji członka zarządu Orlenu, ratują wizerunek nowego rządu Ewy Kopacz. Bo te dwie sprawy ewidentnie go nadszarpnęły.
Mimo że Marii Wasiak 510 tys. należało się jak najbardziej, a doskonale płatna posada dla Igora Ostachowicza była nie tylko nagrodą za siedem lat marnie opłacanej harówy przy premierze Donaldzie Tusku, ale też chęcią wykorzystania przez największą polską firmę świetnego specjalisty od PR. Dlaczego więc tak źle na obie te sprawy zareagowaliśmy?
Być może dlatego, że sami nie do końca wiemy, czego oczekujemy od władzy, albo też nasze oczekiwania są ze sobą sprzeczne. Wykluczają się wzajemnie, w pakiecie są po prostu niemożliwe do zrealizowania. Przez tę władzę i każdą następną. Więc w przyszłości także podobnych spraw uniknąć się nie da. Chcemy, żeby władzę sprawowały osoby kompetentne, ale wynagradzać ich za to stosownie nie zamierzamy. Prezydent, premier i ministrowie zarabiają więc dużo mniej niż ich podwładni na o wiele niższych szczeblach władzy, o prywatnym biznesie nie mówiąc. Bo osób kompetentnych za gorszą pensję się do urzędu nie namówi, ale do rządu jeszcze można. Władza, nawet marnie płatna, wciąż polityków kusi.
Ale już dawno przestała kusić ludzi umiejących kierować wielkim biznesem. A przecież największe spółki, w praktyce ciągle kontrolowane przez państwo, są już firmami giełdowymi. Teraz trzeba płacić rynkowo. Albo mianować na te funkcje kolegów partyjnych, którzy chcą sprawdzić się w biznesie i narazić się na wściekłość akcjonariuszy.
Od kilku lat szczęśliwie już nie do pomyślenia jest, by wielką, kontrolowaną przez państwo firmą, kierował wójt wiejskiej gminy.