Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Łańcuchem

Maja ze Szczecina odnalazła się. Czy dzieci powinny wracać same ze szkoły?

Dani_vr / Flickr CC by 2.0
W komentarzach – prócz ulgi, że świat nie jest jednak aż tak strasznym miejscem, radości, gratulacji dla policji – także i mentorski ton, że dziewczynka w tym wieku nie powinna sama wracać.

Podobnie w komentarzach pod anonsami policji z Warszawy, że poszukuje się mężczyzny w czerwonej czapce, który o godz. 18 na stacji metra próbował napastować seksualnie 11-latkę. „Gdzie byli rodzice”, „nieodpowiedzialni”, „co dziecko samo robiło w mieście o tej porze”. I zbiorowe wręcz nawoływania, że wypuszczanie samotnie w miasto (czy wieś) dzieci do lat 12, 13, 14 powinno być karalne.

Dziś karalne jest wypuszczenie na drogę publiczną, na tory, nad otwartą wodę, dziecka do lat 7. To wykroczenie z art. 89. Karalne jest też porzucenie – czyli pozostawienie bez opieki, środków do życia, jedzenia dziecka do lat 15, i grożą za to 3 lata więzienia – ale nie porzuca się na piętnaście minut lub odległość drogi ze szkoły do domu. Zabronione jest także powierzenie opieki nad młodszymi dziećmi osobie poniżej 13. roku życia – bo te traktowane są jako „osoby nie mające rozeznania”.

Pomimo tego do realnych sądów trafiają czasem sprawy z wypadkiem w tle (bądź walką na noże o prawa rodzicielskie) – gdy opiekunka miała 16 lat albo ciut mniej. Gdy coś się dzieje z dzieckiem, łatwo i komfortowo jest pytać: gdzie byli rodzice. Problem w tym, że oszczędzając dzieciom jednych niebezpieczeństw, narażamy je na inne.

Jeśli mając lat siedem, osiem czy dziewięć (a może wręcz pięć, jeśli drzwi sklepu widać z okna domu, a sprzedawczyni zna dziecko), samemu nie kupią bułki w piekarni, nie uwierzą, że mogą. Nie doświadczą, jak to jest, gdy ktoś obcy pomoże policzyć resztę, ktoś przytrzyma drzwi – i że obcy też może być pomocny. Nie poczują, jak to jest samemu wziąć odpowiedzialność.

Już dziś psychologowie załamują ręce nad całymi pokoleniami samotnych młodych dorosłych, których jedne kontakty społeczne ograniczają się do przyjaźni, miłości, seksu, doświadczeń społecznych przez internet – bo innych relacji udźwignąć nie są w stanie.

Od zaostrzania prawa – i przywiązywania dzieci łańcuchami do rodziców – nie znikną ani sfery zaniedbania, dzielnice biedy, przemocy albo domy zwykłej nieumiejętności, w których jedyną rodzicielską kompetencją jest posadzić dziecko przed telewizorem. Nie zwiększy się też poziom bezpieczeństwa – bo świat z natury nie jest miejscem bezpiecznym, a unikanie niebezpieczeństw to po trosze sztuka rozumienia tego świata, a po trosze, niestety, szczęście w życiu.

Jeśli coś w tym świecie może się zmienić na lepsze, to tylko od drobnych gestów. Przytrzymać dziecku, które idzie samo, ciężkie drzwi, zatroszczyć się, żeby bezpiecznie wsiadło, jeśli jedzie metrem. Względnie – podprowadzić dzieci sąsiadom w kierunku szkoły, jeśli ci nie mogą, a są na przykład zbyt biedni, żeby wynająć kogoś do opieki. Nie rozliczając ich za możliwości w życiu.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną