Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Boli

Szostkiewicz: co oznacza porażka Bronisława Komorowskiego

Jacek Domiński / Reporter
Przegrana prezydenta Bronisława Komorowskiego będzie długo studiowana na wydziałach politologii i dziennikarstwa, a także socjologii i psychologii. Jak można przegrać, startując z tak wysokim zaufaniem i tak dużą przewagą w kolejnych sondażach?

Nie ma na to jednej i prostej odpowiedzi, lecz teraz liczy się krwawe polityczne mięso: urzędujący prezydent przegrał. Miał wielkie szanse powtórzyć sukces Aleksandra Kwaśniewskiego, który jak dotąd jako jedyny w Polsce po 1989 r. sprawował urząd przez dwie kadencje. Szansę zmarnował.

Pod koniec kampanii Komorowski walczył dzielnie, a jego sztab zaczął odrabiać straty z jej pierwszego okresu. Ale „dynamiki” nie dało się już odwrócić. Fala nienawiści w internecie i na wiecach wyborczych miała w tym swój nikczemny udział. Mimo to zwolennicy Komorowskiego nie powiedzą, że Duda został wybrany przez przypadek lub że wybory zostały sfałszowane.

Byłem nie tylko wyborcą Komorowskiego, lecz należę także do tego samego pokolenia: najpierw opozycji demokratycznej lat 70., później pierwszej Solidarności, w końcu Unii Demokratycznej i Unii Wolności. Przegrana prezydenta Komorowskiego mnie boli. Uważam ją za niezasłużoną.

Największą zaletą jego prezydentury było to, że znaczna część społeczeństwa widziała w nim rękojmię spokoju w państwie. W dziedzinie polityki zagranicznej i bezpieczeństwa narodowego, a także ustawodawczej dorobek prezydenta Komorowskiego zasługuje na pochwałę. Sądzę, że jako polityk nie schodzi on jednak automatycznie ze sceny z powodu przegranej i że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Może się przydać już w nadchodzącej kampanii parlamentarnej.

Lecz szanuję werdykt demokracji.

Przed laty, gdy zwyciężył Aleksander Kwaśniewski, dałem się ponieść złym emocjom i publicznie mówiłem, że to nie jest mój prezydent. Żałuję i wstydzę się tego, bo to postawa antydemokratyczna. A przecież marzyłem i działałem, jak potrafiłem, na rzecz przywrócenia w Polsce demokracji. Demokracja ma to do siebie, że mogą wygrywać wybory nie ci, na których myśmy głosowali.

Reklama