W czasie Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych głównym aktorem w Nowym Jorku był prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, ale świat wiele mówi też o Polsce, jej decyzjach, a zwłaszcza o słowach premiera Mateusza Morawieckiego.
Decyzja MSWiA, nakazująca przed seansami „Zielonej granicy” wyświetlać specjalny spot informujący o stanowisku rządowym w sprawie operacji hybrydowej wymierzonej w Polskę, jest jak dowcip z cyrku Monty Pythona.
Skutki wychłodzenia stosunków polsko-ukraińskich będą Polskę drogo kosztowały, nawet po ewentualnej przegranej Kaczyńskiego. Ukraina przestawia się wyraźnie na Berlin i Waszyngton.
Ciekawe, gdzie Tusk miałby uciec jeszcze raz, przed czym przestrzega prezes PiS i jego ekipa. Na razie niezłą facecję wymyślił premier Morawiecki: „Za Tuska bezrobocie było tak wielkie, że sam wyjechał do pracy za granicę”.
Dziewięciu facetów ma dostać uposażenie sekretarzy stanu. Dobre pieniądze za nicnierobienie – tuż przed wyborami nic zrobić nie zdążą, a w powyborczym zamieszaniu nikt nie będzie miał głowy do zajmowania się „rosyjskimi wpływami”.
Firmowany przez Dudę projekt to owoc negocjacji nowego szefa BBN Jacka Siewiery z okopanym w MON Mariuszem Błaszczakiem.
„Musimy pilnować wyborów. Szczególnie przed opozycją” mówi z okładki „Sieci” prezydent Andrzej Duda.
Prezydent Andrzej Duda proponuje szeroką i głęboką reformę systemu bezpieczeństwa narodowego, w tym poważne zmiany w dowództwach sił zbrojnych. Rodzą one ryzyko zamieszania i niepewności w wojsku, gdy wykonuje ono kluczowe zadania. To po prostu zły czas na takie zmiany.
Nowy zamach na niezależność szkół, podzielony na jednoaktówki, może być skuteczniejszy niż dotychczasowe zmasowane batalie.
Dlaczego Andrzej Duda w końcówce kadencji chce gruntownych zmian w wojsku? Czy są potrzebne i czy są na nie szanse?