We wtorek 5 sierpnia, w ostatnim dniu urzędowania, prezydent Andrzej Duda podczas uroczystości, na której w związku z zakończeniem kadencji odwołał swoich ministrów i doradców, uhonorował ich także wysokimi odznaczeniami. Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski to nie byle jaki medal. Trzeba mieć naprawdę wybitne zasługi dla kraju, aby sobie na niego zasłużyć. Z pewnością nie wystarczą zasługi dla partii ani wykonywanie obowiązków urzędniczych. Nie takie były intencje Sejmu, który w roku 1921 ustanowił to odznaczenie.
Czy bliscy współpracownicy prezydenta Andrzeja Dudy: Piotr Ćwik, Beata Kempa, Małgorzata Paprocka, Marcin Mastalerek, Andrzej Zybertowicz i Wojciech Kolarski naprawdę uczynili dla Polski coś więcej, niż mieści się w kategorii wiernej służby partii i prezydentowi? Nawet gdyby była to partia szlachetna, a prezydent był mężem stanu, to Order Odrodzenia Polski za działalność polityczną i urzędniczą to chyba za wiele. No i sprawa zasadnicza: skoro za służenie Andrzejowi Dudzie należy się tak wysokie odznaczenie, to jakie odznaczenie byłoby właściwe dla samego prezydenta Dudy? Chyba tylko Order Orła Białego!
Ordery, czyli śliska sprawa
Styl ostatnich dni prezydentury Andrzeja Dudy nie odbiega od tego wszystkiego, do czego przyzwyczaił nas w ciągu mijającej właśnie dekady na urzędzie, do którego nigdy nie dorósł. Na prawo i lewo sieje złorzeczenia pod adresem rządu i samego Donalda Tuska, z zapałem i sentymentem mówi o wieszaniu zdrajców, promuje swoją autobiografię o wymownym tytule „To ja”, która za chwilę ma premierę, a przede wszystkim na prawo i lewo rozdaje odznaczenia.