Pisało się listy do władz, organizowało tajne wykłady o historii i polityce, przekazywało stypendia dla działaczy i zapomogi dla rodzin osób represjonowanych, przekazywało informacje dla Wolnej Europy, kolportowało nielegalne wydawnictwa. I zawsze towarzyszył temu ten sam język – pełen umiaru i godności, na wskroś demokratyczny i praworządny. Nikogo nieobrażający i w jakimś stopniu respektujący władzę, niosący w sobie nadzieję, że ta władza zechce takim samym tonem odpowiedzieć.
Tym językiem mówiła polska opozycja lat 70. i 80., lecz znają go przecież wszyscy demokraci świata – bo jest on idiomem ludzi wolności, idiomem nadziei na lepszy świat, w którym prawo stoi ponad sekretarzami i prezesami, a zaufanie i szacunek wzajemny wygrywa z arogancją, nienawiścią i pychą. Tym językiem przemawiał Komitet Obrony Robotników, tym językiem przemawiała Solidarność w roku 1980 i 1989, a potem rząd Tadeusza Mazowieckiego, Unia Wolności… Później jakoś ten język zaczął w przestrzeni publicznej zanikać.
Dziś, niespodziewanie, odnalazłem go w prostych, szczerych słowach deklaracji Komitetu Obrony Demokracji, o której przeczytanie każde z Państwa proszę. Przesłano mi ten tekst po tym, gdy napisałem na Twitterze, że sytuacja w kraju, grożąca recydywą PRL-owskiego autorytaryzmu, wymaga powołania Komitetu Obrony Demokracji. A tu, okazuje się, komitet taki już działa!
Dziś jest on wprawdzie wyłącznie „faktem społecznościowym”, czyli wirtualnym i egzystencjalnie nader wątłym. Być może za tydzień nikt nie będzie już pamiętał o jednej z tysięcy inicjatyw na Facebooku, mających kilka tysięcy „lajków”. Ale jeśli przyłączysz się do tej inicjatywy również Ty i Ty, i Ty, to przy odrobienie szczęścia i talentów organizacyjnych może powstać autentyczny ruch oporu wobec władzy demontującej z dnia na dzień naszą konstytucyjną republikę.