Ociepliło się ostatnio w Hajnówce. Pogoda sprzyja maszerowaniu. Trzeba jednak przyznać, że droga do patriotycznego marszu z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych, ustanowionego w 2011 r., nie była wcale prosta. Organizatorzy to przewidzieli, pisali w facebookowym zaproszeniu: „Łatwo jest manifestować w miastach, gdzie władze i lokalna ludność są w większości przychylne tematyce Żołnierzy Wyklętych. Czczenie pamięci Niezłomnych w miejscach, gdzie propaganda komunistyczna funkcjonuje dalej, wymaga charakteru i odwagi”. Były więc problemy – wiadome środowiska próbowały zablokować marsz, w wyniku ich propagandy prezydent Andrzej Duda nie objął patronatu nad wydarzeniem, organizatorzy atakowani byli personalnie, wmawiano im nienawiść do prawosławnych. Na szczęście udało się to jednak przetrwać.
Teraz w sobotę 27 lutego 2016 r. stoją dumnie pod kościołem w centrum 20-tys. Hajnówki, w większości prawosławnego miasta na wschodnim Podlasiu, choć przecież wiadomo, że to tak naprawdę powinna być centralna, Wielka Polska. Organizatorzy z przejęciem witają gościa specjalnego, przedstawiciela ruchu narodowego Artura Zawiszę. Starsi, przystrojeni w solidarnościowe odznaki, komentują po cichu obecność prowokatorów wśród obserwującego wydarzenie tłumu. Młodzi, zajęci raczej oprawą, poprawiają czapki z napisem „Wielka Polska”, żeby wyglądało.
Jeszcze chwila na kilka słów przed wyruszeniem. Mała Maja w różowej czapce ma do zgromadzonych pytanie. Kto ty jesteś? – pyta Maja. Polak mały – odpowiadają zgromadzeni i 200-osobową grupą ruszają, prowadzeni przez reprezentacyjne uczestniczki marszu, niosące baner z wizerunkami bohaterów: rotmistrza Witolda Pileckiego, Danuty Siedzikówny, Inki i kpt. Romualda Rajsa, Burego.
W tym samym czasie kilka ulic dalej, w domu na obrzeżach Hajnówki 78-letnia Nina Wawreszuk nerwowo zaciska zęby.