Jerzy Baczyński: – Ostatni raz spotkaliśmy się na pogrzebie Janki Paradowskiej i to jest nasz pierwszy wywiad od ponad ćwierć wieku bez niej, bo zwykle rozmawialiśmy we troje. Wspominał pan na pogrzebie o swoim szczególnym sentymencie do Janki, i chyba z wzajemnością, choć i dla pana, i pańskiej formacji bywała nieprzyjemna. Skąd ta szczególna relacja?
Donald Tusk: – Redaktor Paradowska odegrała ważną rolę w dwóch trudnych momentach w moim życiu. Najpierw w 1993 r., kiedy było jasne, że po wyborczej klęsce gdańscy liberałowie znikają z polskiej polityki na dość długi czas (niektórzy sądzili, że na zawsze), była jedną z nielicznych osób, które nas wtedy wsparły. Nie wyrazami współczucia, ale respektu wobec pokonanych. Pokonanych, ale nie przegranych. Ona chyba wtedy jako jedyna chciała zrozumieć, o co chodziło tym gdańszczanom z ich nieszczęsnym liberalizmem, i robiła to w momencie, kiedy właściwie wszyscy zaczęli się od nas odwracać. Tak więc pani Janina, Janka, zaprzyjaźniła się ze mną jako z przegranym politykiem. I drugi raz, kiedy powstawała Platforma, jako alternatywa dla Unii Wolności, czy raczej środowiska Unii Demokratycznej, które było Jance bardzo bliskie. Rozstanie nie było przyjazne, ale Janka jako pierwsza chciała zrozumieć i słuchać naszych argumentów. Dla mnie to było bardzo ważne. Janka nie była w żadnym stopniu naiwna, potrafiła być dość bezwzględna w ocenach polityków. Dobrze wiedziała, że w polityce trzeba na równi doceniać cnoty i skuteczność. Że w polityce cnota bez skuteczności znaczy niewiele, a siła bez cnót może być bardzo groźna.
Rozmowa z Donaldem Tuskiem, przewodniczącym Rady Europejskiej, o przyszłości Unii, polskiej polityki i swoim w niej udziale.
Polityka
29.2016
(3068) z dnia 12.07.2016;
Temat z okładki;
s. 14
Oryginalny tytuł tekstu: "Wszystkie winy Tuska"
Reklama