To prawdopodobnie najmniej wykwalifikowanych dowódców, jakich mieliśmy kiedykolwiek.
Zacznijmy od tego, że nie ma w służbie czynnej ani jednego czterogwiazdkowego generała. Teoretycznie więc Polska nie posiada równego stopniem rozmówcy dla najwyższych dowódców sił zbrojnych USA i szefów obrony państw NATO. Zresztą nigdy nie mieliśmy ich wielu – w PRL zaledwie trzech (choć wtedy istniał jeszcze wyższy stopień – marszałka Polski), w wolnej Polsce pięciu w czynnej służbie (dwóch – Andrzej Błasik i Bronisław Kwiatkowski czwartą gwiazdkę otrzymali pośmiertnie, obaj zginęli w katastrofie smoleńskiej).
Polska nie ma czterogwiazdkowych generałów w służbie czynnej
Z reguły najwyższy stopień przysługiwał szefowi Sztabu Generalnego WP – nosili go generałowie Czesław Piątas, Franciszek Gągor, Mieczysław Cieniuch i jako ostatni Mieczysław Gocuł. Jedyny czterogwiazdkowy generał, niebędący szefem sztabu, zajmował najwyższe pełnione do tej pory przez Polaka stanowisko w wojskowej strukturze NATO.
Mieczysław Bieniek otrzymał czwartą gwiazdkę tuż po tym, jak na trzyletnią kadencję został zastępcą Dowódcy Strategicznego NATO ds. Transformacji, tzw. D-ACT, z siedzibą w Norfolk w Wirginii. Po przedwczesnym odejściu gen. Gocuła z końcem stycznia czterech gwiazdek na ramionach nie nosi już nikt.
Zapewne w tym roku taką nominację otrzyma obecny szef Sztabu Generalnego gen. broni (trzygwiazdkowy) Leszek Surawski. I prawdopodobnie na tym się skończy, bo po ostatniej fali odejść pula trzygwiazdkowych generałów zmalała dramatycznie. Na oficjalnej liście MON jest ich zaledwie sześciu, ale wśród nazwisk widnieje nadal gen.