Ach, ci niefrasobliwi Amerykanie! Na jednym z uniwersytetów odkryli właśnie, że z liścia szpinaku można wypreparować łatkę wzmacniającą mięsień sercowy np. po zawale. Szczegóły tego eksperymentu nie są w tej chwili ważne. Ważniejsze jest to, że nikomu do głowy nie przyszło, aby naukowców ze stanu Massachusetts, w którym prezydenckie wybory wygrali demokraci, wywalić z instytutu badawczego na zbity pysk, ponieważ do władzy doszli republikanie. U nas szybko by ich zastąpiono wiernymi poddanymi partii rządzącej. Wykształcenie nieważne, no, powiedzmy, że kierownikiem zespołu zostałby ten, który potrafi zrobić omlet ze szpinakiem.
Poniewieranie ludzką pracą i dorobkiem, zastępowanie autorytetów osobami do zadań specjalnych z „polskim punktem widzenia” stało się już naszą codzienną zupą. Losy Teatru Polskiego we Wrocławiu czy Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku są tej zupy najgłębszym talerzem. Piszę o kulturze, bo mi najbliższa, ale przecież elektrownie też obowiązuje patriotyczne spojrzenie na węgiel, chociaż jest brunatny. Minister, przepraszam, męczennik Piotr Gliński był oburzony, że gdy wyrzucił prof. Pawła Machcewicza z muzeum, to zaraz został nazwany cenzorem. Prof. Gliński cenzorem? Przecież prześladował go bolszewicki reżim i ma na to najlepszy dowód. W PRL nie wydrukowano mu pracy doktorskiej „Ekonomiczne uwarunkowania stylu życia. Rodziny miejskie w Polsce w latach siedemdziesiątych”. Już z tytułu widać, że dał popalić komuchom.
Zazdroszczę Amerykanom, tym od szpinaku na serce, i innym też. W ogóle zazdroszczę wszystkim ludziom na świecie, dla których przyszłość jest wyzwaniem wartym największego wysiłku, a przeszłość – niezmiennym wspomnieniem.