Macron forsuje prawo, które uderzy w firmy delegujące polskich pracowników do UE
Chociaż sierpień to we Francji tradycyjnie miesiąc urlopów, prezydent Emmanuel Macron odpoczywać będzie krótko. Jeszcze w sierpniu planuje bowiem odwiedzić Rumunię i Bułgarię, a w Austrii spotka się z premierem Czech. Wszystko po to, żeby dokonać wyłomu w sojuszu nowych państw członkowskich, które nie chcą zmian w zasadach delegowania pracowników na unijnym rynku. Najwięcej na obecnych przepisach korzysta Polska, bo to polskie firmy wysyłają co roku za granicę ponad pół miliona pracowników. Składki od ich zarobków dostaje nasz ZUS, więc zysk Polski jest podwójny – na kontraktach zarabiają polscy przedsiębiorcy, a deficyt w systemie ubezpieczeń społecznych też dzięki temu jest nieco mniejszy.
Jednak Francja z takim delegowaniem od lat walczy i widzi w nim socjalny dumping. Francuzi nie chcą wcale swojego rynku zamykać przed pracownikami z Polski. Chcą jednak, żeby pracowali oni na francuskich warunkach i we Francji płacili wszelkie podatki oraz składki. A polskie firmy pośredniczące mają założyć swoje spółki we Francji i też działać zgodnie ze wszystkimi lokalnymi przepisami. To oczywiście rozwiązanie, delikatnie mówiąc, bardzo mało opłacalne dla naszych przedsiębiorstw. Polska zatem stanowczo sprzeciwia się francuskim pomysłom na rewizję przepisów o delegowaniu.
Tyle że to prezydent Macron ma na razie mocniejsze karty. Trudno sobie wyobrazić opór Niemiec, które z Macronem chcą mieć jak najlepsze stosunki, a wszelkie nadzieje na dialog z Polską musiały porzucić po tym, jak na nowo PiS rozpoczął akcję pod hasłem „reparacje wojenne”. Nasz najważniejszy potencjalny sojusznik, czyli Wielka Brytania, z Unii wychodzi i żadne reformy dyrektyw już jej nie obchodzą. Ma na głowie zupełnie inne zmartwienia, bo przez prawie pół roku negocjacji rozwodowych postępu nie widać.